środa, 12 marca 2014

Czeski film.

Przy stanie 3:0 w pierwszym secie dla Szkota Andy'ego Murraya nic nie wskazywało na to, że losy obecnego jeszcze mistrza Wimbledonu będą wisiały na włosku. Gra faworyta się załamała, popełniał coraz więcej niewymuszonych błędów, zmagał się z samym sobą. Przegrał pierwszą partię w tie-breaku, dwie następne wygrywał, mimo że w trakcie musiał odrabiać straty serwisowe. I to nie jest opis spotkania ćwierćfinałowego, czy półfinałowego, tylko poniedziałkowego meczu 3. rundy, podczas którego jego rywalem był niespełna 21-letni Czech Jiri Vesely. Murray nie ma szczęścia do tej narodowości, ponieważ nie mniejsze kłopoty sprawił mu dwa dni wcześniej Lukas Rosol, z którym ostatecznie wygrał 4:6 6:3 6:2. Ciekawe, czy to była tylko chwilowa zwyżka formy naszych południowych sąsiadów, czy zapowiedź czegoś poważniejszego, większej rewolucji, zwłaszcza, że jednym z wojowników jest reprezentant młodego pokolenia.

Jiri Vesely to leworęczny zawodnik, który zaczął trenować tę dyscyplinę w wieku 4 lat, odbijając piłki od ściany. Pasję przejął po swoim ojcu, Jirim, który w późniejszym okresie został też jego trenerem. Matka, Irena, pracowała na stanowisku kierownika w firmie obuwniczej. Ma on też dwie siostry - Anetę i Natalie. Przez prawie 10 lat Vesely mieszkał w Niemczech, więc biegle posługiwał się tym językiem. Gdy dorastał, jego idolami byli Tomas Berdych i Roger Federer. Sam wspomina, że gdyby nie związał swojej przyszłości stricte z tenisem, to na pewno zajmowałby się czymś związanym ze sportem. W wolnym czasie kibicuje swojej ulubionej piłkarskiej drużynie. Można wyczytać też, że Jiri najbardziej lubi korty ziemne (co potem będzie miało swoje odzwierciedlenie), a jego najmocniejszą bronią jest serwis, co zwłaszcza u prawie dwumetrowego zawodnika nie powinno dziwić.

Do seniorskich rozgrywek Vesely wkroczył jako bardzo dobry junior. W sezonie 2011 zanotował finał US Open, a także triumf w singlu i deblu podczas Australian Open. Rok wcześniej może się pochwalić występem w juniorskim Pucharze Davisa, a również zdobyciem złotego medalu na Igrzyskach Olimpijskich Młodzieży w Singapurze, w deblu z Olivierem Goldingiem. Zanim na dobre zadomowił się w profesjonalnym cyklu, wygrał 6 futuresów i 3 challengery, z czego 8 finałów rozgrywanych było na wspominanej już czerwonej mączce. W drabince głównej imprez wyższych rangą pierwszy raz zaprezentował się w ubiegłorocznym Roland Garros, gdzie jako kwalifikant na wstępie przegrał w czterech setach z Philippem Kohlschreiberem. Został też najmłodszym graczem, który ukończył sezon w pierwszej setce rankingu, wskakując do niej dwa dni przed swoimi 20. urodzinami - 8 lipca. Na koniec poprzedniego sezonu władze ATP "ochrzciły" go Wschodzącą Gwiazdą.

Wiele szkoleniowców i samych graczy widzi w nim ogromny potencjał mogący przynieść w niedalekiej już przyszłości bardzo dużo sukcesów. Mam nadzieję, że Jiri wykorzysta tę okazję. W przeciwieństwie do prawie 30-letniego już Lukasa Rosola, który nigdy nie był zbyt wyróżniającym się z tłumu zawodnikiem, chyba że mówimy o wzroście - 196 cm. U tego zawodnika nie do końca było pewne, czy tenis go pochłonie, gdyż w wieku 4 lat zaczął trenować... hokej na lodzie. Dopiero dwa lata później z rodzicami szkolił się w kierunku obecnie uprawianej dyscypliny. Ojciec, Emil, miał swój własny sklep samochodowy, a matka Diana była nauczycielką łyżwiarstwa i także pracowała w sklepie. Podobnie jak młodszy kolega, Rosol ma rodzeństwo - siostrę Nicole i brata Davida. Bardzo lubi góry, jazdę na nartach, którą ćwiczy od piątego roku życia. Właśnie to jest powodem, że na wakacje najchętniej wyjechałby w austriackie i szwajcarskie Alpy. Pasjonuje się też piłką nożną, a najchętniej je włoskie potrawy.

Najbardziej godnymi zapamiętania momentami w całej karierze Lukasa było na pewno pokonanie Rafaela Nadala w pierwszej rundzie Wimbledonu i triumf z kolegami z reprezentacji w Davis Cup. Obie te sytuacje miały miejsce w 2012 roku. Wtedy jeszcze nie zapisał na swoim koncie tytułu turniejowego. Taka chwila nadarzyła się sezon później i wykorzystał ją, pokonując w stolicy Rumunii Guillermo Garcię-Lopeza. Dołożył do tego dwa zwycięstwa deblowe - w Doha i Wiedniu. Przed tym wygrywał w challengerach i futuresach (13. razy). Najwyżej w rankingu był na 33. miejscu, a jego trenerem jest Slava Dosedel.

Tenis czeski ma bardzo bogate tradycje. Już pod koniec XIX wieku na świat przyszli tenisiści, którzy reprezentowali jeszcze Czechosłowację chociażby na Igrzyskach Olimpijskich w Sztokholmie, czy Antwerpii. Do tego grona zaliczamy m.in. Ladislava Zemlę, Bohuslava Hyks, Jiri Kodla, Jaroslava Justa, Josefa Sebek, czy Jaromira Zemana. W kolejnych latach ten naród również nie powinien narzekać na brak gwiazd światowego formatu. Wystarczy wspomnieć np. Petra Kordę, triumfatora Australian Open '98, Jana Kodesa - zwycięzcę French Open '70 i '71 i Wimbledonu '73, Jiri Novaka, czy wreszcie Ivana Lendla, albo obecną jedynkę w tym kraju - Tomasa Berdycha. Większość czołowych tenisistów tego kraju łączy jedno - mianowicie wzrost, który waha się od 185 cm w górę.

Patrząc na Czechów widać też, że wcale nie potrzeba czterech fenomenalnych graczy, aby podbić światowy tenis wygrywając dwa razy z rzędu Davis Cup. Wystarczy lider, dwóch w miarę dobrych tenisistów, którzy potrafią się świetnie zmobilizować i... Radek Stepanek. To właśnie dzięki temu niebywale doświadczonemu zawodnikowi, który bardzo dobrze odnajduje się w singlu, ale jeszcze lepiej w deblu Czesi triumfowali dwukrotnie w decydującym piątym "rubberze". Bez wątpienia jest to mocny punkt ekipy, który jest niezwykle opanowany i potrafi sobie poradzić w trudnych momentach. Aż żal, że w Polsce nie ma takiej osoby.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz