środa, 29 maja 2013

W drodze na szczyt.

Martina Navratilova wygrała 167 turniejów w singlu i 177 w deblu oraz triumfowała w 18 singlowych Wielkich Szlemach. Steffi Graf natomiast jako jedyna zdobyła klasycznego Złotego Szlema i utrzymywała się  najdłużej, bo aż przez 377 tygodni na pozycji liderki rankingu. Za to Chris Evert posiada najwyższy w erze open procent wygranych oficjalnych spotkań (90,05% - 1304-144). Jesteście pod wrażeniem? Jednak żadna z tych tenisistek nie jest tak utytułowana jak ona - Esther Vergeer. Niepełnosprawna. Ale czy to przeszkoda? Niedawno zakończyła karierę. Wygrała wszystko. Grała z rywalkami jak chciała. Nic nie było dla niej straszne.
Te dane zapierają dech w piersiach: 668 tygodni na fotelu liderki rankingu (nieprzerwanie od 2.10.2000 do 21.01.2013), 21 wygranych turniejów wielkoszlemowych w singlu, 23 w deblu. Cztery złote medale olimpijskie w singlu i 3 w deblu. Ma też na koncie 169 wygranych turniejów gry pojedynczej i 158 gry podwójnej. I magiczna liczba 470. Tyle meczów z rzędu od 2003 roku wygrała Holenderka (co przekłada się na 120 turniejów). Jej bilans to 695 wygranych i 25 przegranych spotkań (96,5%).

Gdy była dzieckiem musiała przejść bardzo skomplikowaną i wielce ryzykowną operację kręgosłupa. Uratowało jej to życie, ale nogi zostały na zawsze sparaliżowane. Od tego czasu porusza się na wózku inwalidzkim. Ale nie załamała się. Chciała pokazać, na co ją stać. Uprawiała koszykówkę na wózkach, siatkówkę. Wybrała jednak tenis, ponieważ nie lubi, gdy musi podczas gry z kimś współpracować. Technikę poruszania się na wózku opanowała do perfekcji. Na treningu spędzała kilkanaście godzin. Nigdy się nie poddawała. Jest bardzo silna psychicznie. Warto wspomnieć, że podczas paraolimpiady w Pekinie w meczu finałowym ze swoją rodaczką Karie Homan musiała bronić piłki meczowej. Stalowe nerwy pomogły. Zdobyła złoto.
Otwarcie mówi, że jej najgroźniejszą rywalką była Daniela Di Toro. To ona po raz ostatni przed serię zwycięstw pokonała Holenderkę.

Miała również trenera - rodaka Svena Groenefelda, który pomagał takim gwiazdom jak Mary Pierce czy Roger Federer. Szwajcar bardzo szanuje Esther, nawet podczas jednego z meczów zbierał pieniądze na potrzeby związane z Holenderką. Jest ona założycielką fundacji nazwanej swoim imieniem oraz "Team ParaStars". Pełni funkcję dyrektora turnieju ABN AMRO Tennis Tournament w Rotterdamie.

Warto też wspomnieć, że kilka lat temu wzięła udział w sesji nago dla magazynu "Body Issue", po której usłyszała kilka krytycznych komentarzy. Na szczęście byli też tacy, którzy jej bronili. Vergeer nie załamała się po tych zarzutach.
Jestem przekonany, że po niedawnym zakończeniu kariery przez Esther usłyszymy o niej jeszcze nie raz. Bardzo chętnie udziela pomocy, bierze udział w akcjach charytatywnych. I co najważniejsze - daje bardzo dobry przykład. Jej postać przyczyniła się do rozwoju tenisa na wózkach (choć to młoda dyscyplina, zapoczątkowana w latach 70. ubiegłego wieku, na IO pojawił się w Barcelonie '92).

Patrząc ponownie na jej osiągnięcia nie wyobrażam sobie, aby w niedalekiej przyszłości jakakolwiek zawodniczka chociażby zbliżyła się do jej rezultatów. Jest to niewykonalne. Taka tenisistka zdarza się raz. I to jest właśnie Esther Vergeer. Niepełnosprawność odchodzi na drugi plan.


-------------
Pytania:
1) Ile setów przegrała w całej swojej karierze singlowej Esther Vergeer?
2) W której rundzie w grze singlowej Esther pokonała podczas IO w Sydney swoją deblową partnerkę, z którą zdobyła złoto? Kto to był?
3) Kto obecnie jest wśród kobiet na wózkach liderką rankingu ITF?

sobota, 25 maja 2013

Roland Garros - cz. I

Jutro I dzień French Open. Wczoraj natomiast w południe odbyło się losowanie drabinek singlowych, które postaram się lekko zanalizować.
Panowie
Na początek należy dodać, że wielkimi nieobecnymi w tym roku są Andy Murray (kontuzja pleców) i Juan Martin del Potro (problemy z oddychaniem).
1) Novak Djokovic - Serb ma dosyć trudny początek tego turnieju. Na początek Belg David Goffin (rewelacja ubiegłego roku). Ale już w drugiej rundzie bardzo trudni przeciwnicy - Ivan Dodig lub Guido Pella, który w tym tygodniu z kwalifikacji dotarł do ćwierćfinału w Dusseldorfie. A 3. runda, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to nowy chłopak Marii Sharapovej - Grigor Dimitrov. Rewanż za Madryt?
2) Roger Federer - Po Rzymie pokazał, że jest w dobrej formie. W 3. meczu możliwe jest spotkanie z groźnym Julienem Benneteau, ale najpierw musi uporać się m.in. z kwalifikantem Pablo Carreno-Bustą.
3) Rafael Nadal - wielki faworyt tego turnieju. A i przeciwników nie ma zbyt wygórowanych. Daniel Brands, potem Klizan lub Russell - weteran. W tej ćwiartce jest też dwóch Polaków.
4) David Ferrer - przez pierwsze rundy może przejść jak burza. Najpierw Marinko Matosevic, który nie jest w dobrej formie i jest to dla niego pierwszy French Open w karierze.
5) Tomas Berdych - tutaj szykuje się mecz na szczycie. Przeciwnik - Gael Monfils, wrócił po kontuzji, jest w wysokiej formie, co pokazuje obecnie w Nicei. A i kolejna runda dla któregoś z panów nie za łatwa - najprawdopodobniej Ernests Gulbis, który walczył jak równy z równym z Rafaelem Nadalem w Rzymie.
6) Jo-Wilfried Tsonga - wielka niewiadoma. Przegrał w Rzymie z Janowiczem. Ubiegłoroczny ćwierćfinalista. Za rywala ma Aljaza Bedene, który może porządnie "rozgrzać" Francuza. Druga runda Nieminen - Mathieu. Będzie ciekawie.
7) Richard Gasquet - myślę, że największa francuska nadzieja. Piękny bekhend. Na drodze najpierw Sergiy Stakhovsky, wybiegając daleko w przyszłość - Jerzy Janowicz.
8) Janko Tipsarevic - ostatnie turnieje kompletnie nieudane. Będzie grał z Nicolasem Mahut, który jest w stanie osiągnąć dobry wynik. Kolejny ciekawy mecz. A w okolicach ostatnia rewelacja - Pablo Andujar.
9) Stanislas Wawrinka - zawsze groźny. Najpierw do pokonania Holender - Thiemo de Bakker. Potem też w miarę łatwo - Pospisil lub Zeballos. Schody zaczną się od 3. rundy.
10) Marin Cilic - Chorwat zawsze może zaskoczyć. I runda - Philipp Petzschner. Na horyzoncie - Juan Monaco.

W tym roku mamy 3 Polaków.
  • Jerzy Janowicz (21) zagra z Albertem Ramosem. Trudny przeciwnik - Polak już z nim w tym roku przegrał. Ale bądźmy dobrej myśli - 3. runda to być może S. Wawrinka.
  • Łukasz Kubot - przeciwnik to Maxime Teixeira. Polak może to wygrać, ale potem poprzeczka idzie wysoko - być może Benoit Paire, półfinalista z Rzymu.
  • Michał Przysiężny, który w kwalifikacjach wygrał z Rhynem Williamsem. W 1. rundzie "Ołówek" spotka się z ... Rhynem Williamsem, który jest szczęśliwym przegranym. Tu zwycięzca zagra pewnie z R. Gasquet.
Najciekawsze mecze 1. rundy: Tipsarevic-Mahut/Paire-Baghdatis/Berdych-Monfils

Panie
1) Serena Williams - dla niej nie ma trudnej przeciwniczki. 1. runda jednak zawsze jest najcięższa (ubiegłoroczny FO...). Tym razem po drugiej stronie siatki - Gruzinka Anna Tatishvili.
2) Maria Sharapova - każdy zna jej zmiatanie z kortów w pierwszych rundach. Spróbuje coś na to zaradzić Su-Wei Hsieh, a potem być może półfinalistka ze Strasbourga - Eugenie Bouchard.
3) Victoria Azarenka - finał z Rzymu zadziała na plus - to pewne. Elena Vesnina powinna się bać. Później Annika Beck czy Alize Cornet nie powinny sprawić kłopotu.
4) Agnieszka Radwańska - na początek niewygodna rywalka Shahar Peer (bilans 3-3). A jak już idziemy dalej to 3. runda - Ula lub Venus Williams.
5) Sara Errani - ubiegłoroczna finalistka. Teraz 1. runda to Arantxa Rus, któa rok temu doszła do 4. rundy pokonując m.in. K. Clijsters. 2. runda to pewnie Yulia Putintseva.
6) Li Na - nie jest w optymalnej formie. A mecz szykuje się ciekawy - z A. Mediną Garrigues. Jak da radę wygrać to potem Mattek Sands lub Domingues Lino.
7) Petra Kvitova - forma nieznana. A i przeciwniczki nie są łatwe. Najpierw "gospodyni" Aravane Rezai.
8) Angelique Kerber -  mecz z Moną Barthel może być bardzo interesujący. A w 2. rundzie ktoś z pary Cepelova-McHale.
9) Sam Stosur - w Rzymie udowodniła, że potrafi walczyć. Za przeciwniczkę ma Kimiko Date-Krumm - półfinalistka ... z 1995 roku.
10) Caroline Wozniacki - forma uciekła. A jeszcze jak gra z Laurą Robson nie powinna mieć wręcz szansa na wygraną. Chyba, że coś nagle się zmieniło.

Najciekawsze mecze 1. rundy - Li-Garrigues/Halep-Suarez Navarro/Pennetta-Flipkens

W tym roku w początkowej fazie turnieju jest kilka ciekawych meczów, które mogą dostarczyć wielu emocji. Są też takie pojedynki, gdzie nie będzie dużą niespodzianką pożegnanie się w 1. rundzie kogoś z Top 10. Żadnym też zaskoczeniem nie jest to, że na zwycięzców typuję S. Williams i R. Nadala. A wy jak uważacie?

O dzisiaj też można porozumiewać się ze mną, komentować mecze za pomocą Twittera Twitter - kliknij.

PS. Przeczuwacie jakąś niespodziankę w tym roku?
Drabinka turniejowa singla panów.
Drabinka turniejowa singla pań.

środa, 22 maja 2013

Tajemnicza choroba.

Od samego początku rok 2011 nie układał się po myśli amerykańskiej tenisistki Venus Williams. W Australian Open podczas meczu 3. rundy skreczowała z Andreą Petkovic po rozegraniu jednego gema. Potem na bardzo długi okres zniknęła. Pojawił się dopiero w połowie czerwca na trawiastych kortach w Eastbourne. Potem Wimbledon i US Open. Już przez ten czas można było usłyszeć, że Venus zmaga się z jakąś tajemniczą chorobą, która nie pozwala jej grać na wysokich obrotach. Wszystko "wyjaśniło się" po oddaniu walkowerem meczu 2. rundy z Sabiną Lisicką na kortach Flushing Meadows. Zdiagnozowano u niej Syndrom Sjoegrena (jest to choroba autoimmunologiczna, która powoduje u osób szybsze męczenie się, ubytek sił, bóle stawów i mięśni, zmiany zwyrodnieniowe).
Była to bardzo smutna wiadomość, gdy już kolejna z sióstr Williams została poważnie chora i to w bardzo krótkim okresie. Co jeszcze jest ważne - tej choroby nie da się do końca wyleczyć, czyli w każdej chwili może zdarzyć się jakiś słabszy moment w grze Amerykanki.

Venus po leczeniu wróciła do gry w Miami, na Key Biscayne. I od razu dotarła do ćwierćfinału, gdzie przegrała z Agnieszką Radwańską (ale po drodze pokonała m.in. Petrę Kvitovą). Widać było jej nierówną grę, ale potrafiła osiągnąć też m.in. półfinał turnieju w Cincinnati czy wygrać turniej w Luksemburgu na sam koniec sezonu.

Wróćmy do początku kariery Venus. Potoczyła się ona bardzo podobnie jak jej młodszej siostry. W ciągu około 3 lat z miejsca w trzeciej setce awansowała do pierwszej dziesiątki. Każdy zachwycał się grą Venus. Była inna niż wszystkie. Rok 2002 to objęcie tronu liderki przez Amerykankę. (Niedługo później musiała ustąpić Serenie). W całej karierze wygrała 44 turnieje singlowe (w tym 7 Wielkich Szlemów) i 20 deblowych. Na  Igrzyskach Olimpijskich w 2000 r. w Sydney zdobyła złoto w singlu i deblu. A 2008 i 2012 dołożyła też złota w grze podwójnej. Zarobiła ponad 28 mln dolarów.

Venus jest zupełnie inna niż Serena. Bardziej ustabilizowana, woli skupić się raczej na tenisie. Chociaż rozwija też swoje pasje poza kortem. Ma własną firmą odzieżową (EleVen by Venus), która zajmuje się projektowaniem ubrań na kort i nie tylko (co ciekawe w tych strojach występuje m.in. jej rodaczka Varvara Lepchenko).

Według mnie starsza z sióstr jednak pozostaje w cieniu Sereny, szczególnie w ostatnich latach (ale gdy stworzą deblowy tandem i uderzą ze zdwojoną siłą praktycznie nikt nie jest w stanie z nimi wygrać). Jest to związane przede wszystkim z samą grą. Gołym okiem widać, że Venus po przebytej chorobie nie jest w stanie wrócić do wcześniejszej formy i wygrywać najważniejszych turniejów. Ostatnio też często można było zauważyć, że Amerykanka poddaje mecze z powodu bólu pleców.
Miejmy nadzieję, że niedługo kłopoty zdrowotne Amerykanki na zawsze odejdą w niepamięć i ponownie ujrzymy ją w najlepszej formie grającą mecze na najwyższym poziomie. Może się okazać, że tych okazji będzie jeszcze dużo, ponieważ podczas wywiadu po jednym z wygranych meczów w Cincinnati na pytanie dziennikarza, jakie są jej plany i cele oraz tak naprawdę dlaczego jeszcze gra i jak odnajduje w sobie motywację, Venus odpowiedziała: "Mój cel to IO w Rio w 2016 i marzę, by tam wystąpić". (potwierdziła to też niedawno podczas rozmowy z Barbarą Schett w programie wprowadzającym do Rolanda Garrosa).

Czyli już siostry Williams dają do zrozumienia, że nie tak szybko zakończą karierę i każda z zawodniczek powinna się ich bać. Osobiście mocno trzymam kciuki za tę zawodniczkę i dla mnie marzeniem byłoby zobaczyć mecz Serena-Venus. Ale nie taki z tegorocznego Charleston, tylko z turnieju mistrzyń z Doha 2009.

niedziela, 19 maja 2013

Podsumowanie tygodnia: Rzym

Ostatni duży turniej przed French Open za nami. Niespodzianek nie było - mistrzami zostali Serena Williams i Rafael Nadal, którzy wygrali swoje finały 6:1 6:3 i pokonali odpowiednio Victorię Azarenkę i Rogera Federera.

Zacznijmy od turnieju pań. Na początek należy wspomnieć o rewelacji tego turnieju - Rumunce Simonie Halep, która jako zawodniczka z eliminacji doszła do półfinału pokonując m.in. Agnieszkę Radwańską i Robertę  Vinci. W trakcie turnieju wycofała się obrończyni tytułu Maria Sharapova, która narzekała na problemy fizyczne. Ale i tak nie dałaby rady pokonać będącej w olimpijskiej formie Sereny Williams. Amerykanka na Foro Italico w 5. meczach przegrała tylko 14 gemów! Jeśli utrzyma tę formę będzie nie do pokonania. Niepokojąco wygląda natomiast forma Agnieszki, która kolejny raz odpadła w drugiej rundzie i wycofała się z nadchodzących zawodów w Brukseli, gdzie broniła tytułu. Urszula po bardzo dobrym meczu z Aną Ivanovic poległa potem ze swoją zmorą - Japonką Ayumi Moritą.

Wśród panów należy wspomnieć o trzech zawodnikach: pierwszy - Jerzy Janowicz, pogromca Francuzów(Tsonga i Gasquet), drugi - Benoit Paire, który awansował do półfinału pokonując m.in. J.M. del Potro i zasługujący moim zdaniem na największe uznanie Roger Federer, który dojściem do finału dał do zrozumienia wszystkim niedowiarkom, że to jeszcze nie koniec jego bardzo dobrych występów. ale na Rafaela Nadala nie ma mocnych. Chociaż blisko sensacji był reprezentant Łotwy Ernests Gulbis (wynik meczu 1:6 7:5 6:4).

Wśród debli tytuły powędrowały do Su-Wei Hsieh i Shuai Peng oraz braci Bryan.

Roland Garros blisko. Teraz pochylę się lekko nad aspektem organizacyjnym. Niestety widzę tu prawie same minusy - bardzo mały obiekt, gdzie ludzie praktycznie wpadają na siebie na alejkach i mało kortów, dlatego turniej rozpoczyna się już w niedzielę. Ale chyba najważniejsze - brak żadnego zadaszonego kortu i świateł, dlatego czas trwania meczów też jest w pewnym sensie ograniczony. Były plany, żeby przenieść ten obiekt w inne miejsce, np. niedaleko Wersala, ale nie doszło to do skutku. Jednak według mnie musi to kiedyś nastąpić i wszyscy przestaną się "dusić" na obiekcie im. Rolanda Garrrosa.
Teraz tydzień z turniejami mniejszymi, gdzie najlepsi zawodnicy nie występują, niedługo ruszają też eliminacje do Wielkiego Szlema.
W sobotnim poście krótkie podsumowanie turniejów oraz omówienie drabinki turniejowej French Open.

piątek, 17 maja 2013

Żądza pieniądza.


Dzisiaj poruszę bardzo trudny tenisowy temat. Mianowicie pieniądze. Można powiedzieć nawet, że ten problem jest wręcz ponadczasowy. Ale wszystko po kolei.

Dużo ludzi jest przeciwnym temu, żeby kobiety zarabiały w turniejach tyle samo co mężczyźni. Jako przykład można dać ubiegłoroczny finał Australian Open, gdzie wśród pań Azarenka pokonała Sharapovą 6:3 6:0, jeśli natomiast chodzi o mężczyzn po niesamowitym meczu Djokovic pokonał Nadala po bardzo długim pięciosetowym boju 5:7 6:4 6:2 6:7 7:5. Wielu ludzi w tym momencie zadaje sobie pytanie, a gdzie tu haczyk? Zwycięzcy dostali tyle samo pieniędzy za wygrany Wielki Szlem - po ok. 2,5 mln dolarów australijskich. I tu zaczyna się kłopot.

Gdy po "wypomnieniu'' zawodniczkom ilości zarabianych pieniędzy, one same zabrały głos w tej sprawie. Były zbulwersowane tymi zarzutami i mówiły, że należą im się takie same pieniądze jak panom, bo również wkładają wiele wysiłku w wygrywanie meczów. Jak najbardziej zgadzam się z tymi słowami, ale...

No właśnie, ale. Nie należy zapominać, że w Wielkim Szlemie panie grają do dwóch wygranych setów, a panowie do trzech. I jeśli chcemy porównać czas spędzony na korcie to też widzimy ogromną różnicę między nimi. Co innego jeśli chodzi o turnieje cyklu WTA czy ATP, tam wszyscy jednakowo grają do dwóch wygranych setów, ale tu natomiast można zauważyć różnice w puli nagród. I mówię tu o turniejach takiego samego szczebla. Więc o co tu chodzi?

Moim zdaniem jedną z  różnic jest to, że turnieje wielkoszlemowe nie są organizowane przez władze WTA czy ATP, tylko przez ITF (organizację, która zajmuje się też m.in. tzw. challengerami pań, czyli turniejami z pulą nagród do $100,000). I też według mnie, gdyby pieniądze do wygrania nie były równe usłyszelibyśmy ze strony zawodniczek o dyskryminacji itp., a nawet  mogłoby dojść do bojkotu. Nie dziwmy się, ponieważ o tym też mogliśmy się przekonać.

Ale czy nie zapomnieliśmy o jednej kwestii? Mianowicie tzw. startowych, gdzie gracze dostają pieniądze za samo pojawienie się w takim turnieju (najczęściej niższej rangi), które są czasami nawet kilkukrotnie wyższe od całej puli możliwych do wygrania! Niestety następuje potem zjawisko wycofywania się z takiego turnieju z powodu kontuzji tych kuszonych pieniędzmi (oczywiście zmyślonej, a są one coraz ciekawsze) po jednym meczu, lub w ogóle bez przystąpienia do żadnego pojedynku.
Kolejne źródło zarobków - kontrakty reklamowe, czy podpisywanie umów z producentami odzieży czy rakiet tenisowych, za które też zawodnicy (szczególnie ci na topie) dostają horrendalne sumy za 'reprezentowanie' danej firmy.

A tym problemie można napisać książkę, ale nie ma na to czasu, bo zapewne większość wie, jak naprawdę wygląda podział pieniędzy w światowym tenisie i nie trzeba się rozdrabniać. Mam bardzo mieszane uczucia w tej sprawie, szczególnie, że wystarczy porównać ilość zarobków z innymi sportami. Tutaj, moim zdaniem, więcej pieniędzy można dostać za tzw. 'bycie' na turniejach a nie samą grę (oczywiście mówię tu o zawodniczkach przede wszystkim z pierwszej 10 rankingu). Nie jestem zadowolony też z tego, że obecnie organizatorzy turniejów wielkoszlemowych prześcigają się w ilości wydawanych pieniędzy na zawodników (ostatnio dowiedzieliśmy się, że w Wimbledonie pula nagród zostanie podwyższona o 10 procent!) Jest to niewyobrażalne, szczególnie, że jeszcze kilkanaście lat temu pula nagród w całym takim turnieju była mniej więcej takiej wielkości, jak obecna gaża zawodnika wygrywającego taką imprezę. Ale tu opinie pozostawiam wam.

wtorek, 14 maja 2013

Krok od śmierci.

Rok 2010. Kolejny, już czwarty wygrany turniej na kortach Wimbledonu przez amerykańską tenisistkę Serenę Williams. Już 13 Wielki Szlem w garści. Świętowaniu nie było końca. Niestety. Właśnie po tych zawodach, 7 lipca, odbyła się impreza w restauracji w Monachium, podczas której Serena skaleczyła się. Niby niegroźnie to brzmi, ale kawałek szkła po rozbitej butelce wbił się tak głęboko w stopę Williams, że natrafił na ścięgna. Tylko tyle wiadomo w tej sprawie do dnia dzisiejszego. Wyrok: koniec sezonu. Najpierw Amerykanka przez kilka tygodni nosiła gips na nodze, kolejny okres to chodzenia w specjalnym bucie. A rozbrat z tenisem pogłębiał się.
Czekała ją kolejna operacja - tym razem z powodu szybkiego powrotu do ciężkich ćwiczeń. W październiku dowiedzieliśmy się o wycofaniu z Australian Open, potem w styczniu, że nie zobaczymy jej też wiosną. Rehabilitacja przeciągała się.

Gdy pod koniec lutego zaczyna kolejne leczenie w Nowym Jorku, wróciła później do Los Angeles, gdzie uczestniczyła na gali po rozdaniu Oscarów. Dzień później ponownie zawitała do szpitala. Tym razem okazało się, że Serena Williams ma zator tętnicy płucnej. Świat tenisowy zamarł. To był ten moment - krok od śmierci. Krwiak wielkości grejpfruta. W tym momencie nikt nie zadawał nawet pytania, kiedy Amerykanka wróci do zawodowego tenisa i ponownie zobaczymy ją w meczach z najlepszymi. Zastanawialiśmy się tylko, czy kiedykolwiek ujrzymy ją w pełni zdrową. To się liczyło. Przez zakrzep o wiele trudniejsza - jeśli nie niemożliwa była rehabilitacja stopy. Lekarze stanęli na wysokości zadania, ale Williams musiała brać leki na rozrzedzanie krwi.

Mało kto wierzył w udany powrót Sereny na tenisowe korty i ponowne wygrywanie z taką łatwością, jaką robiła to przed kłopotami ze zdrowiem. I jakie to było ogromne zdziwienie, gdy po powrocie, jeszcze w tym samym 2011 roku została finalistką US Open przegrywając na sam koniec z Samanthą Stosur. Jak się później okazało, był to tylko wstęp...

Rok 2012 to rok Sereny. Wszyscy mówią, że jest lepsza niż kiedykolwiek - to prawda. W całym roku przegrała tylko 4 mecze, zarobiła na korcie ponad 7 milionów dolarów Wygrywała z kim chciała i jak chciała. Jej łupem padły Charleston, Madryt, Wimbledon, Stanford, US Open, Stambuł - turniej mistrzyń, dodatkowo ze swoją siostrą Venus wygrała deblowy Wimbledon. No i oczywiście najważniejsze - złoto w singlu i deblu podczas olimpiady w Londynie, gdzie swoim rywalkom nie dała kompletnie żadnych szans, pokonując w finale Marię Sharapovą 6:0 6:1. W tym roku kontynuuje fenomenalną passę - wygrała Brisbane, Miami, Charleston, Madryt, razem ma już na koncie 50 turniejów wygranych, w lutym wróciła też na miejsce liderki światowego rankingu - czyli tam, gdzie powinna być. Ale może warto wiedzieć, jak to się wszystko zaczęło?

Richard Williams - ojciec, ale też manipulator. Podczas jednego z turniejów tak zachwycił się ilością pieniędzy wygraną przez jedną z tenisistek, że natychmiast powiedział do swojej żony, że muszą mieć dzieci - przyszłych tenisistów, milionerów. Ojciec nie miał żadnego pojęcia o tenisie. Ale co z tego? Przecież urodził Venus i Serenę!
Serena w 1998 pokonała Mary Pierce i Monicę Seles. Podpisała kontrakt z firmą Puma na bagatela 12 mln dolarów. Wszystko się zaczęło. Nastąpił gigantyczny boom. Nowa era. Zawodniczka "zabijająca" piłkę swoją siłą. Czarnoskóra - to też miało znaczenie, jak się później okazało. Podczas jednego z turniejów w Indian Wells młodsza z sióstr została wygwizdana za kolor skóry. Od tamtej pory nie pojawia się tam.

Serena gra gdzie chce, omija często nawet te najważniejsze turnieje, nie straszne są dla niej kary. Jest indywidualistką. Może rozmawiać o wszystkim, ale niechętnie o tenisie. Uwielbia pojawiać się na imprezach, spotkaniach, chce występować w filmach, serialach telewizyjnych. Uwielbia modę, zajmuje się projektowaniem. Lubi też szokować swoim ubiorem na korcie. Nie należy zapominać o jej aktywności na Twitterze, gdzie możemy dowiedzieć się o wszystkim z jej życia, "organizuje" tzw. Serena fridays, kiedy odpowiada na pytania fanów. Kocha karaoke. Śpiewa przy każdej okazji, w sieci krąży jej singiel, jak rapuje. Mimo tych licznych pozakortowych zainteresowań wychodzi na kort i miażdzy rywalki. Obecnie to zasługa Patricka Mouratoglou, jej oficjalnego trenera. Powiększyła swój wachlarz uderzeń, już nie oddycha po każdej dłuższej wymianie jakby przebiegła maraton.

Serena Williams to niesamowita zawodniczka. Przez wielu uważana za tenisistkę najlepszą w historii. Obecnie ma 31 lat, a gra coraz lepiej. Otwarcie mówi, że tenis to jej pasja, bez której ciężko wytrzymać. W wywiadach po olimpiadzie w Londynie wspomniała, że bardzo chce wystąpić na kolejnych IO w Rio. Z jej obecną formą i grą jest to bardzo prawdopodobne. Oczywiście, jeśli nie dozna kolejnych kłopotów zdrowotnych, bo o motywację nie musimy się martwić. Zatem do zobaczenia w Rio!

niedziela, 12 maja 2013

Podsumowanie tygodnia: Madryt.

Co łączy takie gwiazdy jak Azarenka, Radwańska, Djokovic, Stosur, Tipsarevic, Gasquet, Kvitova, Wozniacki czy Vinci? Żadna z tych osób nie przebrnęła nawet 2 rudny turnieju. Niewiele lepiej wypadł Federer, który odpadł po meczu z Japończykiem Nishikori w 3. rundzie. Warto jednak też wspomnieć, że jest to bardzo specyficzny turniej - grany wysoko nad poziomem morza i podobny do warunków halowych (rozgrywa się go w gigantycznym i zarazem pięknym kompleskie La Caja Magica "Magicznym Pudełku", który składa się z 3 kortów, nad którymi w każdej chwili można zasunąć dach). Dla przypomnienia w ubiegłym roku turniej był rozgrywany na niebieskiej, nieco szybszej mączce.

Są też osoby, którym takie warunki nie przeszkadzają, nie narzekają i wygrywają turniej. "Królewską para" Mutua Madrid Open 2013 zostali Serena Williams i Rafael Nadal.
Amerykanka w finale w fantastyczny sposób pokonała już po raz 13. w karierze Marię Sharapovą 6:1 6:4, zdobyła 50. tytuł i obroniła tytuł liderki rankingu, o który panie też walczyły. Jednak nie wszystkie mecze Serena wygrała tak przekonująco. Bardzo dużo kłopotów sprawił jej mecz ćwierćfinałowy, w którym pokonała dziką kartę Hiszpankę Anabel Medina Garrigues 6:3 0:6 7:5 (chociaż w 3. secie było już 2:4). W pozostałych meczach seta nie straciła, a na korcie ogółem spędziła 9 godzin i 5 minut.
Rafa w swoim stylu pokonał w walce o tytuł Szwajcara Stanislasa Wawrinkę 6:2 6:4. Podczas drogi do finału jednak Hiszpanowi najwięcej kłopotów sprawił jego rodak David Ferrer, z którym wygrał 4:6 7:6 6:0. I podobnie jak Serena w pozostałych meczach nie stracił seta, na korcie przebywał 7h i 48 min.

Jeśli chodzi o deble wśród pań tytuł zdobyły Anastasia Pavlyuchenkova z Rosji i Lucie Safarova z Czech, które pokonały 6:2 6:4 Carę Black z Zimbabwe i Marinę Erakovic z Nowej Zelandii. Wśród panów zwyciężyli bracia Bob i Mike Bryan, którzy wynikiem 6:2 6:3 wygrali z Austriakiem Alexandrem Peyą i Brazylijczykiem Bruno Soaresem.

Według mnie na miano najciekawszego i najbardziej emocjonującego meczu zasłużył pojedynek między Novakiem Djokovicem a Grigorem Dimitrovem w 2. rundzie. Wygrał go Bułgar 7:6 6:7 6:3 i doprowadził do sensacji.
Podsumowując ten turniej warto też zwrócić uwagę na hiszpańskiego tenisistę Pablo Andujara, które podobnie jak Medina Garrigues otrzymał dziką kartę i doszedł aż do półfinału, w którym przegrał z Nadalem.

Jutro rusza turniej w Rzymie, w którym tytułu bronią Maria Sharapova i Rafael Nadal. Być może znów czekają nas niespodzianki, tym razem na Foro Italico. A Roland Garros tuż tuż...

Drabinka turniejowa singla pań - Rzym
Drabinka turniejowa singla panów - Rzym

piątek, 10 maja 2013

Krzyk zwycięstwa.

Zapewne niejedna osoba oglądała mecz pomiędzy Victorią Azarenką a Marią Sharapovą. Dwie świetnie zawodniczki, po których należy spodziewać się meczu na bardzo wysokim poziomie. Jednak niestety większość ludzi oglądających takie widowisko zwraca uwagę na inny problem - chodzi tu o wydobywanie nieprzyjemnych dźwięków po każdym uderzeniu, czyli po prostu jęki, krzyki - każdy to nazywa inaczej, ale każdemu widzowi to z całą pewnością przeszkadza.

Jakiś czas temu nad tym problemem dłużej zastanawiały się władze Women's Tennis Association (WTA). W pewnym momencie dowiedzieliśmy się nawet o propozycji nakładanie kar na tenisistki za zbyt głośne dźwięki, które przecież rozpraszają też przeciwniczki. Niestety nie doszło to do skutku i cała sprawa ucichła. I na kortach nic się nie zmieniło. Zawodniczki pozostały przy swoim zachowaniu, widzowie dalej są zniesmaczeni - zarówno ci oglądający mecz bezpośrednio z trybun jak i przed telewizorem.

W pewnym momencie oliwy do ognia dodała też polska tenisistka Agnieszka Radwańska, która jest przeciwna tym jękom i nie ukrywa się z tym, co często podkreśla w wywiadach. Niezrozumiały jest też dla niej fakt, gdy podczas treningów te same zawodniczki rozgrywają wymiany bez wydawania żadnego dźwięku. Czy to nie dziwne?

Głos w całej sprawie zabrały też tenisistki, którzy "stworzyły" ten problem. One nie widzą w tym niczego złego i twierdzą, że takie zachowanie pomaga im w wykonywaniu coraz to mocniejszych uderzeń (Niewiarygodne!).
Osobiście widzę też wiele młodych i obiecujących zawodniczek, które "przejmują" też poniekąd ich jęki, wzorując się na nich. Aż boję się, co nas czeka za kilka lat, kiedy to one zawojują ranking.

Opisując ten problem warto również zwrócić uwagę, jak głośno poszczególne zawodniczki dają o sobie znać na korcie. Niekwestionowaną liderką w tym jakże niechlubnym rankingu jest obecnie 20-letnia tenisistka reprezentująca Portugalię - Michelle Larcher de Brito. Podczas jednego z meczów zmierzono jej aż 109 decybeli! Można to porównać do włączonej piły łańcuchowej lub startującego samolotu. Normą staje się, że słyszmy odgłosu około 90 decybeli (czyli czujemy się tak, jakby co chwila przejeżdżała przed nami duża ciężarówka).

Według mnie władze WTA powinny jak najszybciej podjąć jakiekolwiek decyzje w tej sprawie, aby spróbować trochę zniechęcić zawodniczki do takich "wyczynów". Miejmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości to się stanie i wreszcie z przyjemnością obejrzymy mecz pomiędzy Victorią Azarenką a Marią Sharapovą.

http://www.youtube.com/watch?v=dI22ZDn6K4Y
"I wanna scream and shout and let it all out"...

środa, 8 maja 2013

Dziwak na korcie.

Wielu tenisistów przyzwyczaiło nas do dziwnych zachowań podczas meczów (np. Rafael Nadal ustawiający butelki w dokładnie tym samym miejscu, czy Maria Sharapova, która między wymianami omija linie, nie chce nadepnąć na nie). Jest jednak jeszcze jedna osoba, która przebija tych wszystkich zawodników. To Marion Bartoli. Wystarczy zobaczyć chociaż jeden mecz z jej udziałem, aby utwierdzić się w tym przekonaniu. Moim zdaniem większy wpływ na takie a nie inne zachowanie tenisistki ma jej ojciec a zarazem trener dr Walter Bartoli, który w zasadzie nie miał żadnego pojęcia o tenisie, a wszystkie treningi swojej córki dostosował według swoich metod. I tak oto powstała para dziwaków, która bądź co bądź, ale dla mnie świetnie się uzupełnia. Wróćmy jednak do samej Marion.

Oglądając jej mecze mam wrażenie, że nie ma chwili, kiedy ta zawodniczka nie motywuje się do dalszej walki na korcie, nawet przy beznadziejnym z jej punktu widzenia wyniku. Wszechobecne są u niej podskoki, rozgrzewanie się, ćwiczenie uderzeń "na sucho". Marion wykorzystuje nawet medyczne przerwy swoich rywalek do rozciągania przy użyciu specjalnych gum! Niestety, często takie zachowanie doprowadza do kontuzji, czy nawet dłuższego spadku formy. Ale przecież jest ojciec a zarazem doktor zawsze się przydaje! Były też takie mecze, kiedy została zabierana z kortu na wózku inwalidzkim, aby już podczas kolejnych meczów wyjść i zagrać mecz na najwyższym (światowym) poziomie. Niektóre wyniki mówią same za siebie.

Marion była finalistką Wimbledonu 2007 (w innym turniejach wielkoszlemowych też radziła sobie bardzo dobrze: ćwierćfinał Australian Open w 2009; półfinał Roland Garros w 2011 czy ćwiercfinał US Open w roku ubiegłym). Wygrała 7 turniejów cyklu WTA (pokonywała w nich takie tenisistki jak Li Na, Venus Williams, Petrę Kvitovą czy Samanthę Stosur). Oprócz zwycięstw turniejowych wygrała m.in. z Sereną Williams w Wimbledonie w 2011 r., z Victorią Azarenką i to aż trzykrotnie (ostatnio w Miami w ubiegłym roku, kiedy to przerwała wspaniałą passę 26 zwycięstw z rzędu Białorusinki). Nie rozgryzła jeszcze Marii Sharapovej, ale wszystko przed nią.

Marion Bartoli to osoba bardzo ambitna, która za wszelką cenę chce wygrywać kolejne mecze, wspinać się w rankingu. Każdy, kto pierwszy raz spojrzałby na budowę ciała tej francuskiej zawodniczki z całą pewnością nie stwierdzi, że to obecnie najlepsza tenisistka w swoim kraju.

Mam nadzieję, że para ojciec-córka będzie trzymała się dalej razem, bo według mnie zmiany na takim etapie kariery Marion tylko by jej zaszkodziły. Jest to na tyle zgrany duet, który powinien brnąć dalej przez wszystkie przeszkody, a dziwne zachowania Marion to przecież jest jej znak rozpoznawczy.

http://www.youtube.com/watch?v=q4_EuSK4F18

poniedziałek, 6 maja 2013

Kolos z Tibro.

Właśnie tak jest nazywany szwedzki tenisista Robin Soderling.
Trenować zaczął w wieku 5 lat. Już jego kariera juniorska to bardzo dobre wyniki (został m.in. mistrzem Europy w grze singlowej). W 2001 r. dzięki dzikiej karcie wziął udziału w pierwszym turnieju ATP. Od tego momentu jego kariera nabrała  tempa. Już rok później wystąpił w Wielkim Szlemie (US Open). Po dwóch latach osiągnął pierwszy finał turnieju ATP w karierze, który niestety przegrał. 2004 r. to pierwszy turniejowy triumf - w Lyonie. I tak bez żadnych fenomenalnych rezultatów jego kariera toczyła się do 2009 roku. A dokładniej do turnieju wielkoszlemowego na kortach im. Rolanda Garrosa. Tam podczas meczu 4 rundy doszło do gigantycznej sensacji. Rozstawiony wówczas z 23. numerem Szwed pokonał mistrza kortów ziemnych - Rafaela Nadal (należy też dodać, że przegrana z Soderlingiem to jedyna przegrana Hiszpana w tym turnieju, a występuje bez przerwy od 2005 r.). Rok później doszło do rewanżu tych dwóch tenisistów, tym razem w trzech gładkich setach wygrał Nadal i zdobył kolejny tytuł w Paryżu. Jednak wszystko zaczęło się zmieniać w 2011 r.

Szwed doznał niespodziewanej porażki w 3 rundzie Wimbledonu z Bernardem Tomicem. Usprawiedliwiał się jednak gorączką. Następnie przyszedł czas na turniej w Bastad. Niespodziewanie zdobył tu tytuł. I od tego momentu jego kariera legła w gruzach.

Od dłuższego okresu Szwed skarżył się na przemęczenie. Po wnikliwych badaniach okazało się, że wykryto u niego wirusa mononukleozy. Jednak nie załamywał się totalnie, ponieważ wiedział, że ta choroba dotknęła też Andy'ego Roddicka czy Rogera Federera, którzy bez żadnych powikłań z niej wybrnęli. Jednak Robinowi nie udało się dokładnie wyleczyć choroby i niestety bardziej prawdopodobne jest to, że podzieli los Chorwata Mario Ancica, którzy właśnie z powodu mononukleozy musiał przedwcześnie zakończyć karierę. Oby tak się nie stało. Pocieszający jest fakt, że Szwed ma też momenty, w których jest w stanie normalnie trenować. Niestety tym razem to grypa spowodowała, że ponownie odłożył rakietę na bok. Tym razem na jak długo?

Osobiście mocno trzymam kciuki za powrót Robina Soderlinga do zawodowego tenisa. Mam nadzieję, że stanie się to już w tym roku, co też niestety nie jest jeszcze pewne. Bądźmy jednak dobrej myśli.