niedziela, 30 czerwca 2013

Wimbledon - cz.II

Middle Sunday. Można powiedzieć, że podczas tego turnieju to dzień święty. Nie rozgrywa się wtedy meczów. Chyba że deszcz tak storpeduje rozgrywki i potrzeba tego dodatkowego dnia na uzupełnienie zaległości. Miało to miejsce trzykrotnie - w 1991,1997 i 2004 roku.
Pierwszy tydzień był przedziwny. Właśnie w tym okresie pożegnali się (z różnych powodów) m.in. Errani, Wozniacki, Sharapova, Ivanovic, Jankovic, Azarenka, Kirilenko, Kerber, Petrova, Gasquet, Kohlschreiber, Raonic, Dimitrov, Nadal, Isner, Wawrinka, Hewitt, Federer, Tsonga, Cilic, Tipsarevic. Można tylko pytać, co się stało? Spadek formy, czy kłopoty zdrowotne połączone z trudną nawierzchnią? O wiele prawdopodobniejsze jest to drugie. Ale też można być zdziwionym, dlaczego aż tyle gwiazd się wykruszyło, i to przeważnie w 3. dniu turnieju, który potężnie wstrząsnał całym tenisowym światem. Te porażki zrobiły też niemałe zamieszanie w drabinkach i tak w finale zobaczymy kogoś z tej ósemki: Puig, Stephens, Bartoli, Knapp, Kvitova, Suarez Navarro, Flipkens, Pennetta.

Z fenomenalnej strony pokazują się nam polscy zawodnicy, w szczególności panowie. Jest bardzo blisko historycznego ćwierćfinału Janowicz-Kubot i nie jest to niemożliwe, bo w 4. rundzie mają stosunkowo łatwych rywali. Jerzy zagra z Austriakiem Jurgenem Melzerem, który wyeliminował pogromcę Federera - Sergiya Stakhovskyego, natomiast Łukasz po świetnym meczu z Francuzem Benoit Paire, zagra z jego rodakiem - Adrianem Mannarino. Agnieszka Radwańska po bardzo trudnym pojedynku z Madison Keys zagra z równie wymagającą zawodniczką - Bułgarką Tsvetaną Pironkovą, która zazwyzcaj na Wimbledonie spisuje się nadzwyczaj dobrze, w 2010 grała nawet w półfinale.

Czas przejść do wyłaniających się powoli faworytów. Wśród pań taką osobą była, jest i będzie Serena Williams, która w 3. rundzie pokonała weterankę kortów - 42-letnią Kimiko Date-Krumm. I po tych wszystkich trzęsieniach ziemi, o dziwo, najtrudniej będzie Amerykance dojść do finału. Ale w tegorocznym Wimbledonie wszystko się może zdarzyć. Wśród panów z dwóch różnych biegunów nadchodzą Novak Djokovic, który twierdzi, że jest w życiowej formie (i w meczu z J. Chardym popełnił tylko 3. niewymuszone błędy) i Andy Murray, który jest u siebie i niesie go na skrzydłach całą brytyjska publiczność. Po cichu pnie się też Juan Martin del Potro, który po powrocie pokazuje, że choroba, którą przebył nie zaszkodziła mu.

Podczas meczów 4. rundy bardzo ciekawie zapowiada się nam mecz Bernarda Tomica i Tomasa Berdycha oraz Djokovica i Tommy Haasa. Australijczyk pokonał już Querreya i Gasqueta i nie będzie bez szans walcząc z Czechem. Niemiec pokonał będącego w świetnej formie Feliciano Lopeza. Jeśli natomiast chodzi o mecze damskie na uwagę zasługuje pojedynek Radwańskiej z Pironkovą i Li z Vinci.
Wśród debli w początkowej fazie turnieju bez żadnych gigantycznych niespodzianek. Niestety wśród juniorów już w 1. rundzie odpadł nasz zawodnik Kamil Majchrzak. Miejmy nadzieję, że w następnych turniejach będzie tylko lepiej.

Po tym turnieju w rankingu może być bardzo dużo przetasowań, ale obecni liderzy pozostaną i mogą wypracować jeszcze większą przewagę nad pozostałymi. Przejdźmy jeszcze na sam koniec do typów. Moim zdaniem cały turniej mogą wygrać Serena Williams i Andy Murray. A wy jak uważacie? Będą jeszcze jakieś niespodzianki? Jak będą wyglądały pary finałowe?

UPDATE: Serena Williams też pożegnała się z Wimbledonem po meczu ze świetnie dysponowaną Sabiną Lisicki. Niemka to nie byle jaka zawodniczka, na trawie gra zawsze bardzo dobrze, grała tu nawet w półfinale. A i ta tenisistka może pochwalić się nietypowym osiągnięciem, bo w swoich ostatnich czterech występach (nie grała w 2010) wygrała z mistrzyniami FO (Kuznetsova - '09, Li - '11, Sharapova - '12, Williams - '13).

https://www.facebook.com/FelietonyTenisowe

środa, 26 czerwca 2013

Zmiana warty.

Każda kariera się kiedyś kończy. Nie trudno zauważyć, że w pierwszej dziesiątce rankingu nie mamy tylu zawodników, którzy za kilka lat rządziliby światowym tenisem. Patrząc na wiek najbliżej odstawienia rakiety są Roger Federer i David Ferrer. Ale Nadal, Murray czy Djokovic też nie są młodymi graczami, którzy dopiero co weszli do czołówki.
Nie tak dawno, podczas turnieju Roland Garros pewien portal opublikował, jak może wyglądać światowy ranking za 5-6 lat. I tam w czołówce pojawiają się nazwiska takie jak Dimitrov, Nishikori, Paire czy Janowicz. Dopiero po nich pojawia się np. Djokovic. Bez wątpienia zmiany nastąpią, ale czy nie mówimy o tym za szybko?

Według mnie najbliżej osiągnięcia tego określonego celu jest Japończyk Kei Nishikori. Już teraz pokazuje, że nie należy go skreślać z listy liczących się zawodników. Walczy na równi nawet z tymi najlepszymi, niedawno podczas turnieju w Madrycie pokonał samego Rogera Federera. Puka też powoli do pierwszej dziesiątki rankingu. Ale takich jak on jest o wiele więcej.
Przy kolejnej osobie należy zadać pytanie. Czy związek z Marią Sharapovą nie przeszkodzi mu w tym? Grigor Dimitrov niewątpliwie jest szalonym tenisistką, ale "na rozkładzie" ma już Novaka Djokovica, też w turnieju w Madrycie. Jednak widać też, że Bułgar jeszcze nie jest ustabilizowanym graczem. Zbyt często zdarzają mu się wpadki, nagłe spadki formy (tutaj należy przypomnieć French Open, gdzie Grigor został zmieciony z kortu przez tego, z którym wygrał niecały miesiąc wcześniej). Ten tenisista ma wielki potencjał, wystarczy tylko go okiełznać, a Federer będzie miał swojego godnego następcę w pierwszej trójce rankingu.

Jeszcze rok temu ten zawodnik w Wimbledonie przebijał się przez eliminacje, a potem w pojedynku z Florianem Mayerem miał piłki meczowe na awans do 4. rundy. Pod koniec roku w hali Bercy pokonał już Andy'ego Murraya czy Janko Tipsarevica. Obecnie w Wielkich Szlemach jest w grupie tych rozstawionych. Jerzy Janowicz, bo o nim mowa, widać, że w meczach bardzo się angażuje, jest emocjonalny, a jego sytuacja podczas Australian Open w meczu z Somdevem Devvarmanem, gdzie nie zgadzał się z decyzją sędziów zostało porównane do zachowania samego Johna McEnroe. Bez wątpienia całej Polsce przydałby się zawodnik, który wynikami dorówna do Agnieszki Radwańskiej.
Francuzi, którzy opublikowali całe te przypuszczenia, mają też swojego podopiecznego - Benoit Paire. Ten gracz osiągnał m.in. półfinał na Foro Italico, a w Chennai wygrał turniej deblowy.

W rozgrywkach juniorskich obecnie również mamy wiele osób, które aspirują do zajęcia miejsc w czołówce rankingu. Za przykład należy podać m.in. Belindę Bencic (która ma już za sobą występy w turniejach WTA), Nicka Kyrgiosa, a w szczególności kanadyjskiego tenisistę - Filipa Peliwo (i tu za ciekawostkę trzeba dodać, że ten zawodnik też pochodzi z Polski, ale jako jedyny z trójki dzieci urodził się poza granicami naszego kraju). Filip w ubiegłym roku w juniorskim Wielkim Szlemie był w finale Australian i French Open, a wygrał Wimbledon i US Open. Miejmy nadzieję, że większość graczy młodego pokolenia, którzy wykazują się świetną techniką zabłyśnie w rozgrywkach seniorskich, a nie zawsze tak jest i najczęściej tacy tenisiści giną w natłoku innych "zwyklejszych". A szkoda.

Jednak nie wszyscy starają się polepszać umiejętności w sposób "naturalny", a kłody pod nogi rzuca sama rodzina. I tutaj na myśl od razu przychodzi jeden zawodnik - Bernard Tomic. Typowy młody-gniewny uważający się za osobę, której wszystko wolno, a jego buńczuczne wypowiedzi na temat swoich rywali są, łagodnie mówiąc, niezbyt przyjemne. Oliwy do ognia w kwestii tego Australijczyka dodał sam ojciec. Też znany z ciętego języka (i nie tylko) Ivica podczas treningów do French Open bardzo dotkliwie pobił trenera Bernarda, który wylądował w szpitalu. Temat "niegrzecznych rodziców" jest również bardzo rozległy i będzie z całą pewnością jeszcze poruszany.

Z niecierpliwością czekam na dalszych rozwój karier tych jeszcze młodych tenisistów. Jak już wspomniałem, nawet obecnie walczą z najlepszymi na równym poziomie, starają się nie poddawać, gdy im coś nie wychodzi, a zarazem uczą się od swoich mocniejszych rywali. Jestem przekonany, że zaprocentuje to w późniejszym okresie gry. I dlatego z pewnością doczekamy się pokoleniowej zmiany warty, gdzie Djokovica, Murraya, Federera i Nadala zastąpią Dimitrov, Paire, Nishikori czy Janowicz. Pytanie tylko, kiedy to nastąpi.

sobota, 22 czerwca 2013

Wimbledon - cz. I

Najstarszy. Najważniejszy. Taki jest ten turniej. To zupełnie inny klimat niż w pozostałych turniejach. Ogółem zawody na kortach trawiastych to jest powrót do przeszłości. Począwszy od kibiców na zawodnikach kończąc. Właśnie, publiczność. Ludzie tutaj wiedzą, jak się zachowywać, umieją z godnością przyjmować porażki swoich rodaków, nie są jednostronni. Widać, że przeżywają oni mecz tak samo, jak tenisiści. I to jest piękne.
Kolejny punkt, po którym rozpoznajemy nadchodzący Wimbledon to wzgórze Henmana. To tu większość osób niemających biletów na korty ogląda mecze tenisowe. Z zapartym tchem przyglądali się wcześniej właśnie Timowi Henmanowi, a obecnie Andy'emu Murrayowi.

Tego turnieju nie wyobrażam sobie też bez truskawek ze śmietaną. Kibice też. Do tego oczywiście szampan, czy tradycyjne angielskie piwa. Wracając do truskawek, przez dwa tygodnie sprzedaje się ich aż 28 ton! Do tego około 7000 litrów śmietany. Cena jednak przyprawia o zawrót głowy, bo za pojemnik tych owoców (dokładnie dziesięć sztuk) płaci się około 13 zł. Ale śmietana za to jest za darmo...

Nie należy zapominać też o białych strojach. Kolejne nawiązanie do tradycji tenisowych, które jest stosowane tylko podczas tego turnieju. A tradycyjnymi kolorami są zielony i fioletowy, które są widoczne nawet na oficjalnych ręcznikach.

Gospodarze długo czekają na swojego triumfatora. Ostatnim był Fred Perry w 1936, wśród pań - Virginia Wade (1977). Wszystkie oczy są teraz zwrócone na Andy'ego Murraya. Niewątpliwie jest on jednym z faworytów, ale właśnie przez to może nie wytrzymać presji. Bardzo zdeterminowany jest Roger Federer, który chce obronić tytuł, a zarazem zdobyć ósmy w karierze i stać się samodzielnym liderem w ilości wygranych wimbledońskich turniejów. Ale może to być bardzo ciężkie zadanie, ponieważ już w cwierćfinale może stoczyć bój z Rafaelem Nadalem.
A więc czas na analizę drabinek turnieju. Na początek panie.

1 - Serena Williams: na początek Mandy Minella. W 2. rundzie może to być Jie Zheng, z którą w ubiegłym roku stoczyła niesamowity pojedynek, który zakończył się w trzecim secie wynikiem 9:7.
2. Victoria Azarenka: ma ciekawe przeciwniczki w swojej ćwiartce, m.in. Alize Cornet, Kirsten Flipkens, Jelenę Jankovic, Anę Ivanovic czy Carlę Suarez Navarro. Na początek jednak Maria Joao Koehler.
3. Maria Sharapova: Kristina Mladenovic może porządnie rozgrzać Rosjankę. A w drugiej rundzie być może (strzeżcie się wszyscy!) Michelle Larcher de Brito. Która będzie głośniejsza?
4. Agnieszka Radwańska: czyżby powtórzył się scenariusz z ubiegłego roku? Na horyzoncie nie ma bardzo wymagających rywalek, a Yvonne Meusburger to pierwsza z nich.
5. Sara Errani: na tej nawierzchni przydadzą się jej znakomite umiejętności deblowe. Ale czy je wykorzysta? Monica Puig, trudna rywalka, przekona się o tym najpierw.
6. Li Na: dziwny okres w grze Chinki. Czy sprosta Michaeli Krajicek? Jeśli tak, to następna runda będzie walką z Simoną Halep, która jest w genialnej formie.
7. Angelique Kerber: ubiegłoroczna półfinalistka gorszego rywala nie mogła chyba mieć - Bethanie Mattek-Sands, nieprzewidywalna w grze, jak i w ubiorze.
8. Petra Kvitova: mistrzyni z 2011 zagra na początek z Coco Vandeweghe. Ona też jest w bardzo ciekawej cześci drabinki z Victorią Azarenką.

Najciekawszy mecz 1. rundy wg mnie: Sabine Lisicki vs. Francesca Schiavone (ale warto też zwrócić uwagę na pojedynek Kirilenko-Robson, czy Kerber-Mattek-Sands).

Panowie:
1. Novak Djokovic: Florian Mayer nie powinien sprawić kłopotów. Dalej patrząc na przeszkodzie m.in. Chardy, Haas, czy Gasquet.
2. Andy Murray: na początek powtórka z Queens - Benjamin Becker. Ale już w 3. rundzie najpewniej będzie to Nicolas Mahut, który na trawie się się znakomicie.
3. Roger Federer: Rumun Victor Hanescu nie powinien sprawić problemu. Ale wiemy, co szykuje się dalej...
4. David Ferrer: Argentyńczyk Martin Alund nie jest raczej specjalistą od trawy. Czy Hiszpan powtórzy ubiegłoroczny rezultat i zawędruje do ćwierćfinału?
5. Rafael Nadal: po ubiegłym roku chce tu spisać się najlepiej jak potrafi, a Belg Steve Darcis musi się bardzo zmobilizować, żeby nie zostać pokonanym bardzo szybko.
6. Jo-Wilfried Tsonga: David Goffin to bardzo obiecujący gracz i trudny rywal jak na 1. rundę. Potem też nie tak łatwo, bo może to być m.in. Ernests Gulbis, Fernando Verdasco czy Julien Benneteau.
7. Tomas Berdych: blamaż rok temu miejmy nadzieję, że zadziałał mobilizująco, ponieważ Martin Klizan nie podda się tak łatwo.
8. Juan Martin del Potro: zobaczymy jak spisze się po powrócie. Może nie mieć prostej drogi, bo niedaleko jest Bułgar Grigor Dimitrov.

Najciekawszy mecz 1. rundy: Gilles Simon - Feliciano Lopez (powtórka finału z Eastbourne).

A wy jakie mecze uważacie za najlepsze? Kto według was wygra ten turniej?

Pytania:
1. Kto wśród mężczyzn był najniżej rozstawionym zawodnikiem w ćwierćfinale?
2. Ile asów w ubiegłorocznym singlowym turnieju zaserwowała Serena Williams?

Drabinka turniejowa - singiel pań.
Drabinka turniejowa - singiel panów.

https://www.facebook.com/FelietonyTenisowe

wtorek, 18 czerwca 2013

Dobre, bo polskie.

Siostry Radwańskie to obecnie najlepsze polskie tenisistki i jako jedyne sklasyfikowane w pierwszej setce rankingu. Jednak, jak się okazuje, nie musiało tak być. Obecnie wiele zawodniczek ma polskie korzenie, ale niestety reprezentuje inne kraje. I takich sportowców jest coraz więcej.

A najwięcej do powiedzenia w tej kwestii ma tu, moim zdaniem, Angelique Kerber. Jej rodzice to Sławomir i Beata. Jako juniorka Angie reprezentowała jeszcze Polskę, potem zmieniła barwy na niemieckie. Ale nie straciła kontaktu z naszym krajem. Jej dziadek w Puszczykowie zbudował specjalnie dla swojej wnuczki kompleks kortów, gdzie Kerber przyjeżdza i trenuje. Tutaj jest też jej "oficjalny" dom. Znakomicie posługuje się językiem polskim. Zresztą podobnie jak jej rodaczka - Sabine Lisicki. Tu ojciec miał korzenie polsko-niemieckie, matka była Polką. Wyemigrowali do RFN w 1979, gdzie już się osiedlili i wychowali swoją córkę.

Oczywiście kolejnym przykładem jest Caroline Wozniacki. Chyba najbardziej manifestuje swoje powiązanie z Polską, mówi, aby nazywać ją "Karoliną Woźniacką". Jej ojciec, Piotr, gdy wychodzi do swojej córki w przerwie meczu (a robi to bardzo często) zawsze posługuje się polskim językiem. Dunka też bardzo przyjaźni się z Agnieszką Radwańską, z którą zawsze wybierają się na wakacje pomiędzy sezonami.

Niech nikt nie myśli, że to już koniec, bo przy kolejnych zawodniczkach naprawdę można się zdziwić.
Jadwiga i Antoni wyemigrowali do Kanady w 1983. Tam na świat przyszła Aleksandra Wozniak. Bardzo wykształcona, poliglotka - zna 6 języków (polski, angielski, francuski, rosyjski, niemiecki i hiszpański). Dla tego kraju gra też trochę mniej znana Gabriele Dabrowski, która dopiero "rozkręca" karierę, ale tuż przed French Open - w Brukseli - grała w finale debla.

Jednak prawdziwe zatrzęsienie "polskich korzeni" mamy w Australii. Oczywiście najbardziej znana jest Samantha Stosur, której dziadek był Polakiem. Poza tym są też Alicia Molik, Monique Adamczak, Olivia Rogowska, Karolina Włodarczak, Monika Wejnert.
Brnąc dalej, niejaki Stanisław był dziadkiem Argentynki Giseli Dulko, Tatjana Malek reprezentuje obecnie Niemcy, a mało znana Sarah Pitkowski - Francję.

Jakiś czas temu przypomniałem też losy Marty Leśniak. Niegdyś znakomicie zapowiadająca się polska juniorka, która w turniejach bez problemu ogrywała Anę Ivanovic, Victorię Azarenkę. Potem zmagała się z kontuzjami i słuch o niej zaginął. Ale wiadomo, że grała (lub gra) w USA w zawodach uniwersyteckich, w których radziła sobie całkiem nieźle. Niestety, coś zawiodło, a szkoda, bo ta zawodniczka ma czym uderzyć i myślę, że z niektórymi zawodniczkami z czołówki mogłaby bez problemu powalczyć.

Pochylam się głównie nad paniami, ale wśród tenisistów też mamy takie powiązania. Tu warto napisać m.in. o Peterze Luczaku, który reprezentuje (jakie zdziwienie) Australię, czy nawet Szwajcarze - Stanislasie Wawrince, którego pradziadek osiedlił nasz kraj. A czy wy znacie innych zawodników z polskimi korzeniami?

Ale wracając do pań. Teraz można sobie pogdybać. Jakby losy tych zawodniczek potoczyły się trochę inaczej, cieszylibyśmy się nawet z triumfu naszej reprezentantki w US Open.
Pozostając przy osiągnięciach, to Angelique Kerber już wie, jak się wygrywa z siostrami Williams, a Caroline Wozniacki może zdradzić przepis na bycie numerem jeden bez wygrywania turnieju wielkoszlemowego (chociaż nie wiem, czy można to zaliczyć do dobrych stron, bo Dunka poniekąd objęła fotel liderki startując we wszystkich możliwych turniejach. Ale też spisywała się tam w miarę dobrze, do tej pory wygrała 20 zawodów).
Sabine Lisicki ma na koncie 3 tytuły WTA, w tym dwa w 2011 roku, który może zaliczyć do najbardziej udanych - wtedy w Wimbledonie w singlu dotarła do półfinału, a w deblu w parze z ... Sam Stosur przegrała dopiero w finale.
Aleksandra Wozniak ma na koncie 10 zwycięstw turniejowych, ale 9 niższej rangi - ITF. Ale najwyżej w rankingu była na 21 miejscu.
Alicia Molik może pochwalić się brązem na IO w Atenach, który wywalczyła po meczu z Anastasią Myskiną. Za to Gisela Dulko jest wyśmienitą deblistką, byłą liderką rankingu, która wygrała 17 turniejów, w tym w parze z Flavią Pennettą w 2010 turniej mistrzyń i w 2011 Australian Open.

Jak widać, dużo bardzo dobrych zawodniczek miało korzenie w Polsce. Moim zdaniem obecnie młode zawodniczki w trakcie kariery wyjeżdzają z Polski, aby w innych krajach rozwijać swoje umiejętności. Nie należy się im dziwić. W naszym kraju tenis to niestety dalej niszowa dyscyplina, gdzie dofinansowanie na rozwój młodych zawodników i utrzymanie tych najlepszych są znikome lub wcale ich nie ma. Miejmy nadzieję, że niedługo się to zmieni. Są ku temu powody, ponieważ na nowego prezesa PZT został wybrany Krzysztof Suski, biznesmen, który sam stwierdził, że nie jest dobrze i zadeklarował, że będzie wykładał co roku na kwestie tenisowe milion złotych. I to z własnej kieszeni. Oby się wszystko udało, bo zaplecze tenisowe mamy dobre. Wystarczy tylko chcieć.

https://www.facebook.com/FelietonyTenisowe

czwartek, 13 czerwca 2013

Tenisowa ekstrawagancja.

Większość fanów tenisa z całą pewnością pamięta początki kariery sióstr Williams i ich (moim zdaniem totalnie nieudolne) "eksperymenty" na swoim ubiorze. Nie było meczu, kiedy nie miały we włosach słynnych koralików, które rozsypywały się po korcie. Pamiętam mecz, kiedy Serena miała na sobie lateksowe getry, obcisłą koszulkę odsłaniającą brzuch i... dżinsową spódniczkę. Venus była "słynna" też z noszenia cielistej bielizny, co spowodowało równie duży szum w środowisku tenisowym. I nie tylko. Nikomu nawet nie śniło próbować dorównywać wyglądem do Amerykanek. Jednak gdzieś z boku swoją karierę powoli "rozkręcała" ich rodaczka Bethanie Mattek-Sands. I tu tytułowa ekstrawagancja w stroju tenisowym sięgnęłą granic. Można powiedzieć, że ta zawodniczka uświadomiła nam, że nie ma elementu, którego nie można na siebie założyć w trakcie meczu. I nie zawsze się to opłacało.

W 2005 podczas US Open dostała karę pieniężną za grę w... kapeluszu kowbojskim. Rok później w Wimbledonie mogliśmy ja zobaczyć w piłkarskich getrach (które zachowała do dziś, ale jak tłumaczy, jest to spowodowane kłopotami z krążeniem krwi), spodenkach do biegania, długich wiszących kolczykach. Mało? Kilka miesięcy później wystąpiła w Nowym Jorku w podkolanówkach i koszulce z postrzępionymi rękawami. Jak można zauważyć, nie zaprzestał szokować strojem. W niektórych spotkaniach jej znak rozpoznawczy to specjalne plastry, które zostały umieszczone.. pod oczami. Rzeczą normalną już jest też to, że Mattek-Sands nie używa specjalnych butów tenisowych, tylko te... koszykarskie. Z niecierpliwością czekam również na jej nowy kolor włosów. Co nas czeka po niebieskim?

Image Amerykanki nie przekładała się tak bardzo na jej wyniki na korcie. Nie wygrała żadnego turnieju w singlu, chociaż cztery razy była w finałach, ale mniejszych imprez. Bethanie jest za to o wiele lepszą deblistką.
 Na swoim koncie ma 21 finałów, z czego aż 12 wygranych. Może się też pochwalić jednym zwycięstwem w turnieju wielkoszlemowym (w ubiegłym roku w mikście w parze z Horią Tecau wygrała Australian Open). Wracając do meczów singlowych, to zupełnie zaskoczyła nas w tegorocznym turnieju w Stuttgarcie, gdzie po udanym przejściu kwalifikacji, gdzie broniła nawet dwóch piłek meczowych doszła aż do półfinału, pokonując m.in. Sarę Errani. Nie sprostała Na Li, której zrewanżowała się w Paryżu.

Nie należy zapominać, że większość zawodniczek próbuje zaimponować widzom swoimi strojami. Można tu za przykład podać chociażby Marię Sharapovą. Podczas któregoś z turniejów na Flushing Meadows Rosjanka zaprojektowała na sesję wieczorną czarną sukienkę wysadzaną kryształami Svarovskiego. Temat ubioru pań na tenisowych kortach jest bardzo rozległy, ale lepiej nie pogłębiam go, bo to nie blog modowy.

Osobiście nie mam zdania co do stylu ubierania się Bethanie. Jest ona nieprawdopodobnie barwną postacią na kortach, dzięki której od razu się uśmiechamy. Szkoda tylko, że jak już wspomniałem, nie odzwierciedla to tak bardzo techniki gry i wyników osiąganych przez Amerykankę. Gdyby tak było, jestem pewien, że byłaby to liderka rankingu. Ale mam nadzieję, że ta zawodniczka nie zakończy jeszcze swojej kariery i nie raz zaszokuje swoim strojem.

Bethanie Mattek-Sands - jak się (nie) ubierać

https://www.facebook.com/FelietonyTenisowe

niedziela, 9 czerwca 2013

Podsumowanie: Roland Garros.

Punkt kulminacyjny sezonu na kortach ziemnych. Po Stuttgarcie, Barcelonie, Madrycie czy Rzymie i French Open 2013 przeszło do historii. Oni na ziemi wygrali wszystko - Serena Williams i Rafael Nadal to królewska para.
Drugi tydzień obfitował w wiele emocjonujących meczów. A jak on wyglądał w wykonaniu triumfatorki? Już ćwierćfinał ze Svetlaną Kuznetsovą to niesamowite wymiany, zacięta 3-setówka, w której 0:2 przegrywała w decydującej partii Serena, ale cały mecz został przez nią wygrany, z czego cieszyła się tak, jakby już zdobyła tytuł. I dała popis stalowych nerwów. A potem przyszedł półfinał... 46 minut i oddany jeden gem z Sarą Errani.
Finał nie zaczął się po myśli Amerykanki, przez cały mecz bardzo dobrze funkcjonował serwis Rosjanki. Jednak w tych najważniejszych momentach to Serena pokazywał się z lepszej strony, a ostatni gem z trzema asami, w tym jeden, który przypieczętował zdobycie Pucharu Suzane Lenglen.

Jeśli chodzi o męskiego triumfatora - Rafaela Nadala jego droga była równie ciekawa. W ćwierćfinale bez historii mecz z pogromcą Jerzego Janowicz, Stanislasem Wawrinką, za to w półfinale stoczył genialny bój z N. Djokovicem, 5-setowy, zakończony 9:7 (przypomina się równie emocjonujący mecz z Serbem w finale AO 2012). Finał z David Ferrerem nie był zbyt wyrównany, warto jednak wspomnieć, że mecz Hiszpanów, to pierwszy od 2004 roku finał, w którym wystąpiło dwóch zawodników z tego samego kraju (wówczas byli to Argentyńczycy - Gaston Gaudio i Guillermo Coria).

Bardzo dobrze spisał się Francuz Jo-Wilfried Tsonga, który w 30. rocznicę ostatniego triumfu gospodarza - Yannicka Noaha awansował do półfinału. Rundę wcześniej nie tracąc seta ograł Rogera Federera, który jak potem wspomniał - szybko o tym meczu zapomni.

Czas na kilka moich wyborów. Za najlepszy mecz męski, bez żadnego zastanowienia, wybieram półfinał Nadal-Djokovic. Wśród pań za takowy uznaje (i tu pewnie lekkie zaskoczenie) pojedynek Sary Errani i Carli Suarez Navarro. Te dwie to znakomite tenisistki na kortach ziemnych (wręcz do tego stworzone). A Włoszka mimo kłopotów z mięśniami brzucha zdołała odnieść zwycięstwo po trzech niezwykle wyrównanych setach. Dużo osób pewnie zapamięta też 12 piłek meczowych niewykorzystanych przez Tommy Haasa. A wam coś utkwiło w pamięci?

Warto też odnotować innych zwycięzców tego turnieju. W deblach po bardzo zaciętym i dramatycznym meczu wygrali bracia Bryan, pokonując gospodarzy - Michaela Llodrę i Nicolasa Mahut 6:4 4:6 7:6. Natomiast wśród pań Elena Vesnina i Ekaterina Makarova niespodziewanie pokonały obrończynie tytułu - Sarę Errani i Robertę Vinci - najlepszy debel świata. W mikście tytuł dla Lucie Hradeckiej i Frantiska Cermaka.

Juniorzy - tu trofea powędrowały do Christina Garin z Chile i Belindy Bencic, którzy łatwo, w dwóch setach wygrali ze swoimi finałowymi rywalami.
Bardzo ciekawie potoczył się turniej zawodników na wózkach. Wśród panów po zaciętym meczu tytuł obronił Stephane Houdet, który pokonał jedynkę - Shingo Kuniedę. O wiele więcej niespodzianek zanotowano u pań. Niegdyś bardzo dobra zawodnicka - Sharon Walraven przegrała już w pierwszym meczu z... Kgothatso Montjane z RPA. A w półfinałe odpadła numer jeden - Aniek van Koot, pokonała ją późniejsza zdobywczyni tytułu - Niemka Sabine Ellerbrock.

W turniejach wielkoszlemowych odbywają się też deble legend. U kobiet z triumfu cieszą się Lindsay Davenport i Martina Hingis, które pokonały Elenę Dementievą i Martinę Navratilovą. Mężczyźni walczą w dwóch kategoriach: do lat 45 zwyciężyli Cedric Pioline i Fabrice Santoro (2. miejsce - Albert Costa i Carlos Moya), a powyżej 45 lat - Andres Gomez i Mark Woodforde, wygrali z parą Mansour Bahrami - Pat Cash.

Jak zawsze widać w tym turnieju pewnie niedociągnięcia. Wielkim minusem dla organizatorów jest brak tzw. sokolego oka, przez co mieliśmy wiele spornych decyzji i skrzywdzenie zawodników (Sergiy Stakhovsky nawet robił zdjęcie śladu). Deszcz. Znów przeszkadzał, mało brakowało do powtórki sytuacji z ubiegłego roku. Tu też brakuje dachu. Ale moim zdaniem najpoważniejszym "błędem" jest tu brak sztucznego oświetlenia, jak w poprzednich latach były ogromne kontrowersje (m.in. kilka lat temu bodajże w meczu Fognini-Monfils).

Czas na korty trawiaste. Nareszcie. To jest moja ulubiona nawierzchnia. Szkoda, że są tylko dwa tygodnie przygotowań do, moim zdaniem, najważniejszego wielkoszlemowego turnieju - Wimbledonu. I ponownie gigantyczne emocje - nie ma chwili wytchnienia. Czy Serena i Roger obronią tytuł? Dowiemy się 7 lipca.


Zapraszam na moją nową stronę na facebooku, gdzie można szerzej komentować obecne felietony i mecze oraz dzielić się swoimi opiniami. :)
https://www.facebook.com/FelietonyTenisowe

czwartek, 6 czerwca 2013

Miłość nie na jeden gem.

Jakiś czas temu mogliśmy na różnych stronach internetowych zobaczyć zdjęcie ze swego rodzaju randki Marii Sharapovej i bardzo obiecującego bułgarskiego tenisisty Grigora Dimitrova. (Co ciekawe później Rosjanka potwierdziła ten związek, ale Bułgar nie był zbyt hojny w udzielaniu wywiadów na ten temat). Bardzo często na kortach podczas meczów Victorii Azarenki razem z jej najbliższymi zasiada Red Foo (jeden z członków grupy LMFAO), który (podobno) oficjalnie jest chłopakiem Białorusinki (co ciekawe, można kiedyś było wyczytać, że ma on nagrać piosenkę, której głównym motywem będą... jęki, które wydaje podczas meczów Azarenka. Aż wręcz nie mogę się doczekać...). Ale w świecie tenisowym są też inne pary i małżeństwa tenisowe.

3 lata temu ślub wzięli Nicole Vaidisova i Radek Stepanek. Nicole niestety skończyła karierę już w wieku 20 lat, co było spowodowane coraz słabszymi jej występami. Ale "zdążyła" zdobyć 6 tytułów (w tym dwa, gdy miała 15 lat) oraz osiągnęła dwa półfinał Wielkiego Szlema - Australian Open 2007 i French Open 2006. Radek jeszcze gra w turniejach i to nawet z powodzeniem, wygrał 5 turniejów, chociaż można stwierdzić, że lepsze wyniki osiąga w grze podwójnej, gdzie w ubiegłym roku w parze z Leanderem Paesem wygrał AO i doszedł do finału US Open.

Kolejną z takich par jest Cypryjczyk Marcos Baghdatis i Chorwatka Karolina Sprem, którym 20 października na świat przyszła córeczka - Zahara. Co ciekawe, podczas narodzin Marcos grał półfinałowy mecz w turnieju w Sztokholmie. Najlepszym osiągnięciem Karoliny był awans do 4 rundy Wimbledonu z 2004 roku. Ma też na koncie 10 wygranych turniejów, ale rangi niższej - ITF. Marcos natomiast był nawet w finale Australian Open i półfinale Wimbledonu w 2006 roku. A w całej karierze zdobył też 4 turniejowe tytuły, czyli ta para będzie miała czym pochwalić się córce.

Jednak moim zdaniem najsłynniejszym małżeństwem są Stefanie Graf i Andre Agassi. Można powiedzieć, że jest to duet wyjątkowy. Nie wywołują skandali, nie są bywalcami portalów i gazet plotkarskich. Andre wydał poruszającą i kontrowersyjną biografię, oboje udzielają się w różnych akcjach charytatywnych. Steffi ma swoją fundację - Children for Tomorrow. Mają dwójkę dzieci - Jaden Gil i Jaz. Nie należy zapominać, że na korcie oboje byli wielkimi mistrzami. Niemka w całej karierze wygrała 107 turniejów, w tym 22 Wielkie Szlemy. Jako jedyna w historii zdobyła w 1988 klasycznego Złotego Szlema. Andre zdobył 60 singlowych tytułów (w tym 8 wielkoszlemowych). Ma złoto olimpijskie z Atlanty. Oboje należą do Międzynarodowej Galerii Sław. Cóż chcieć więcej?

Chyba niezbyt dużo osób wie, że żona Rogera Federera, Mirka Federer też była tenisistką. Występowała w latach 1998-2002, a musiała się wycofać z grania z powodu kontuzji stopy. Ślub wzięli w 2009 roku, a mają też bliźniaczki - Myla Rosa i Charlene Riva.

Jednak nie wszystkie związki przetrwały próbę czasu. Tomas Berdych i jego ówczesna dziewczyna Lucie Safarova rozeszli się, co niestety według mnie mogło przełożyć się nieco na grę Czeszki, która cały czas nie odnosi zbytnich sukcesów w swojej singlowej karierze.

Osobiście nie mam nic przeciwko tworzeniu się tenisowych par. Mam tylko nadzieję, że w większości przypadków nie jest to zauroczenie jednej osoby, które doprowadzi do spadku jej formy. Porównując tę sytuację do Marii Sharapovej i Grigora Dimitrova nie chciałbym, gdyby Bułgar zaprzestał dalszego tenisowego rozwoju w takim tempie jak to jest obecnie, a Rosjanka nie dostarczała nam takich emocji w meczach z Sereną Williams czy Victorią Azarenką.

Pytania:
1. Kto pomógł M. Federer, gdy była dzieckiem, w rozwoju umięjętności tenisowych?
(z poprzedniego postu)
2. Kiedy po raz ostatni na kortach Rolanda Garros triumfowali gospodarze? Kto to był?
3. W którym roku ostatni raz w grze pojedynczej panów w finale wystąpiło dwóch zawodników tej samej narodowości? (Kim oni byli? Z jakiego kraju pochodzili? Kto wygrał mecz?)

niedziela, 2 czerwca 2013

Roland Garros - cz. II

Pierwszy tydzień za nami. Niektórzy sądzili, że ten turniej będzie inny niż poprzednie - wreszcie nie będzie żadnych niespodzianek czy sensacji. Ale jednak i oni mylili się tym razem. Zaskoczenia były i to już w 1. rundzie. Po niesamowitym boju z Gaelem Monfilsem odpadł Tomas Berdych, który przez wielu uważany był za kandydata nawet do półfinału. Francuz tym meczem udowodnił nam, że zasługuje na powrót do pierwszej dziesiątki rankingu. Szkoda tylko, że mimo piłek meczowych odpadł już w 3. rundzie.
Niestety potwierdza się również fakt, że granie w turniejach poprzedzających Wielkie Szlemy nie przynosi dużych korzyści. Mogą to potwierdzić Juan Monaco i Jarkko Nieminen, którzy grali w finale w Dusseldorfie, a w Paryżu odpadli odpowiednio w 1. i 2. rundzie.

Najlepsza czwórka nie miała problemów z przebrnięciem pierwszych rund, chociaż niektórych mogą zdziwić stracone sety Rafaela Nadala, Hiszpan też zabrał głos i wypomniał organizatorom złe układanie terminarza, przez co musiał grać dwa dni pod rząd (przez deszcz), a jego rywal - Fabio Fognini miał dzień przerwy. Po części go rozumiem, ale wielkiemu mistrzowi nie powinno niż przeszkadzać. I to udowodnił wygrywając z Włochem w trzech setach.

Oczywiście nie zabrakło też emocjonujących pięciosetówek, np. w meczu Tipsarevic - Verdasco. Serb po wygranej nie miał już tyle sił na rundę późniejszą i przegrał w trzech setach z Rosjaninem Mikhailem Youzhnym. Niewątpliwie za najlepszy mecz do tej pory należy uznać pojedynek Haasa z Isnerem. Niemiec wygrał w 5. secie 10-8, a Amerykanin obronił aż 12 piłek meczowych (sam nie wykorzystał jednego meczbola).

Należy też pogratulować Łukaszowi Kubotowi, a w szczególności Michałowi Przysiężnemu, który z kwalfikacji dotarł do 2. rundy. Niestety Jerzy Janowicz odpadł w swoim trzecim meczu. Liczyliśmy na więcej, ale Polak w spotkaniu ze Stanislasem Wawrinką faworytem nie był.

Wśród pań na pewno najbardziej zapamiętamy mecz, który trwał ponad trzy godziny, pomiędzy Ulą Radwańską a Venus Williams. Za niespodziankę można uznać porażkę w 2. rundzie mistrzyni z 2011r. Li Na z Bethanie Mattek-Sands (rewanż za półfinał w Stuttgarcie). Chinka jednak, jak można ostatnio zauważyć nie jest w wysokiej formie.

W drugiej połówce natomiast niczym TGV pędzi Serena Williams, która żadnej rywalce (nawet świetnej zawodniczce na tej nawierzchni - Robercie Vinci) nie daje nawet najmniejszych szans. Odżyła też kolejna Włoszka - Francesca Schiavone, zwyciężczyni z 2010, która do 4. rundy awansowała po dość łatwym zwycięstwie nad Marion Bartoli i zagra tam z Victorią Azarenką, która w meczu z Alize Cornet miała duże kłopoty, nie grała na swoim normalnym poziomie. Lekkiem zaskoczeniem była też porażka już w 3. rundzie Samanthy Stosur, finalistki z 2010, która uległa Jelenie Jankovic oraz Petry Kvitovej, która nie jest w najlepszej dyspozycji i nawierzchnia nie należy do jej ulubionych (pogromczynią była Jamie Hampton).

Za nami też pierwsze mecze 4. rundy.
Można zauważyć, że bardzo dobrze w tym turnieju (co nie jest niespodzianką) radzi sobie Svetlana Kuznetsova, która przecież jest mistrzynią 2009 roku. No ale w ćwierćfinale po drugie stronie czeka Serena... (chociaż, gdy sięgała po mistrzostwo pokonała Amerykankę właśnie w tej fazie).
Gospodarze też mogą mieć wiele momentów radości, Tsonga awansował do ćwierćfinału bez żadnych kłopotów, gdzie czeka go niesamowity mecz z Federem, który stoczył równie niesamowity pięciosetowy pojedynek z Gillesem Simonem. Ogromne emocje zafundowały też Errani i Suarez Navarro (Włoszka zmagała się z kontuzją mięśni brzucha, mimo to wygrała).
Na wielkie brawa zasługuje też Tommy Robredo, który wrócił po raz drugi w tym turnieju z dalekiej podróży (i nie tylko tutaj, w ubiegłym roku nękany kontuzjami był nawet w piątej setce rankingu).

Nawiązując do komentarzy w szczególności zaskoczyła mnie gra Alize Cornet, która po zwycięstwie w Strasbourgu walczyła jak lew z Azarenką i nie była na straconej pozycji. Wśród panów jestem ciekaw dalszych losów Japończyka Kei Nishikori, który swą grą coraz głośniej puka do pierwszej dziesiątki rankingu.
Minus dla Sam Stosur, po której wielu spodziewało się o wiele lepszego wyniku.

------
Pytania:
1) W którym roku drugi co do wielkości kort nazwano im. Suzane Lenglen?
2) Kiedy po raz ostatni na tych kortach triumfowali gospodarze? Kto to był?
3) W którym roku ostatni raz w grze pojedynczej panów w finale wystąpiło dwóch zawodników tej samej narodowości? (Kim oni byli? Z jakiego kraju pochodzili?)

Odpowiedź na pytanie drugie z poprzedniego postu: Maaike Smit