piątek, 4 października 2013

Nowa epoka.

Przełom lat 70. i 80. to był popis ich gry. To wtedy całą publiczność elektryzowały ich spotkania. Pojedynki dwóch kompletnie różniących się charakterem osób, totalnych przeciwieństw. Borga - "anielskiego zabójcy" i McEnroe - "Superbachora". Szwed preferował grę z głębi kortu, świetnie się poruszał, uderzał z żelazną precyzją. Mówiono, że w jego żyłach płynie lód, Rumun Ilie Nastase nazwał go "Marsjaninem". Był też bardzo przesądny. Zawsze brał dwa ręczniki, grał z tzw. "turniejowym zarostem". Zawsze kwaterował się w tym samym hotelu, dojeżdżał tym samym samochodem i tą samą drogą - mowa tu w szczególności o Wimbledonie, jego królewskim turnieju.
Amerykanin natomiast zrezygnował ze szkoły średniej, w całości poświęcając się tenisowi. Świetnie posługiwał się schematem "serve & volley", co również przełożyło się na bardzo dobre rezultaty w deblu. Nie atakował piłek całą swoją masą, starał się grać miękko. Jednak nie potrafił powstrzymać swojej złości i frustracji podczas meczów. Na porządku dziennym były jego wybuchy, które niezbyt (łagodnie mówiąc) podobały się widzom, którzy "odwdzięczali" się buczeniem i gwizdami. Było jednak coś, co ich w pewien sposób łączyło. Mianowicie bilans meczów. Oficjalny brzmi 7-7, ten nieoficjalny, uwzględniający spotkania pokazowe 11-11. I to właśnie ich wspólne pojedynki przykuwały uwagę osób na całym świecie. W pewnym sensie właśnie podczas nich tworzyła się na naszych oczach nowa epoka.

6 lipca 1980, godz. 14.00, finał Wimbledonu
Mecz zaczął się tak, jak Szwed lekko nas przyzwyczaił. Pierwsza partia w jego wykonaniu była łagodnie mówiąc zła. Przegrał ją 1:6. Kolejne dwa sety były zgoła odmienne. Zapisał je na swoje konto, na trybunach słyszalny (i widoczny) był "borgazm". Czwarty set zapisał się w historii genialnym tie-breakiem. Bogaty w woleje, bekhendowe i forhendowe passing shoty. Amerykanin zauważył jednak światełko w tunelu. Podczas jednej z wymian popisał się genialną obroną - biegł przez cały kort, aby obronić wolej Borga. Udało mu się to. Szwed zagrał kolejnego woleja w siatkę. Czas na decydującego seta. McEnroe odżył. Publiczność buczała bardziej. Piąta partia dalej trzymała w dramaturgii, aż do stanu 7:6. Bjorn Boreg przy piłce meczowej zagrał bekhendowego krosa. Sędzia Peter Harrfey rzekł "Gem, set, mecz!", Szwed po raz piąty z rzędu zdobył koroną Wimbledonu. Jak się później okazało, było to ostatnie zwycięstwo nad Johnem McEnroe w Wielkim Szlemie.

13 września 1981, godz. 16.00, finał US Open
Te spotkanie nie miało zbyt ciekawego początku. Niedługo przed wyjściem na kort Borg otrzymał groźbę zastrzelenia. Nie przejął się tym. Wręcz przeciwnie - wygrał pierwszą partię. Widać było, że lepiej odnajduje się w bardzo trudnych, wietrznych warunkach. Jednak później nagle doszedł do głosu Amerykanin. Jego rywal słabł, wyrzucał na aut piłkę za piłką. Szwed w trzecim secie też nie wykorzystał szansy. Prowadził 4-2, aby nie wygrać już żadnego gema. Rozpoczynała się egzekucja Johna McEnroe, publiczność umilkła. W decydującym secie Amerykanin miał wszystko pod kontrolą, do decydującego serwisu. "Return był wolny, jakby leniwy, wymierzony w środek kortu. McEnroe mógł bez trudu odegrał piłkę. Zdecydował inaczej: niech frunie. I pruła nowojorski zmierzch - mecz nie trwał na tyle długo ani nie miał wystarczająco dramatyzmu, by zasłużyć na iluminację Stadionu im. Louisa Armstronga. Miękko i pasywnie wylądowała za linią końcową."* Podczas ceremonii większość patrzących opuściła trybuny. Borg nie został, wyjechał, co, jak się później okazało, było jego początkiem końca.

Szwed w całej karierze wygrywał tylko French Open i Wimbledon, na US Open był upokarzany co rok. W 1981 ogłosił też zakończenie kariery. Powracał potem na pojedyncze występy, ale bez żadnych pozytywnych skutków, normą stały się porażki w pierwszych rundach.
McEnroe dał w późniejszych latach jeszcze trochę o sobie znać. Dwa razy wygrywał w Londynie, raz u siebie. Można stwierdzić, że stał się człowiekiem spełnionym, chociaż on pewnie tak nie uważa. "Karierę" zaczął w 1971, kiedy jako chłopiec podczas US Open podawał piłki Borgowi. Sam potem w wywiadach stwierdzał, że był on dla niego swego rodzaju autorytetem. Szanował go (rzadko występujące zjawisko), czuł, że właśnie ze Szwedem wspina się na wyżyny swoich umiejętności, rozgrywają wspólnie mecze, które zostają w pamięci.

Zarówno Bjorn, jak i John byli ostatnimi, którzy odnieśli wielkoszlemowy triumfy używając drewnianych rakiet. Wspólnie m.in. z Connorsem, tragicznie zmarłym Gerulaitisem tworzyli genialną epokę. Epokę, która musiała się kiedyś skończyć, i tak nastąpiło. Narodziła się wtedy tzw. "era open", pojawili się Agassi, Sampras, a przed nimi rządził robot, "Ivan Mocny" - Ivan Lendl.
Wręcz niewykonalne jest porównanie bohaterów tego felietonu - Bjorna Borga i Johna McEnroe. To dwa różne bieguny. Jedno jest pewne, każdy z nich dołożył coś od siebie dla rozwoju tenisa, nawet niepanujący nad emocjami Amerykanin. I właśnie gdybym osobiście miał się utożsamiać z którymś z nich, to wybór padłby na "Superbachora". A wy, jak uważacie, kto wam bardziej imponował, dlaczego?

*Fragment z książki "Borg, McEnroe i złota era tenisa" - Stephen Tignor.

4 komentarze:

  1. Mnie zaś zainteresował przypis.
    Książka Tingora jest godna polecenia?
    Za felieton szapo ba :)
    Robert

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście polecam tę książkę, jest w niej też dużo ciekawych informacji, nie tylko stricte powiązanych z tymi osobami. Ogólnie książka mnie bardzo wciągnęła :)
      Dziękuję za opinię.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Forma felietonu jest dość dobra, ale mogłaby być nieco bardziej rozwiązła.
    Można spekulować godzinami nad tym którego spośród tych graczy poszczególna osoba zdecydowałaby się wybrać.
    "Anielski zabójca" przemawia do mnie z większą siłą.
    Mimo jego wielu porażek, to siła woli i chociażby sytuacja o groźbie zastrzelenia przez Ciebie wymieniona, jednoznacznie wskazują na to, że Szwed posiada nieposkromionego ducha walki.
    Dlaczego wybór padł u Ciebie na Amerykanina? Czym się sugerowałeś?
    Gieorgij

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo podobał mi się u Amerykanina jego styl gry, już bardzo rzadko dzisiaj oglądany, również wolę graczy z takim temperamentem jak właśnie McEnroe, przez co właśnie na niego padł mój wybór.
      Oczywiście nie oznacza to, że Szwed nie był przeze mnie lubiany.
      Dziękuję za uwagi.
      Pozdrawiam.

      Usuń