piątek, 29 listopada 2013

Historyczna rywalizacja.

8 czerwca 2006 r.
Na kortach im. Rolanda Garrosa przyszedł czas na męskie ćwierćfinały. Podczas jednego z nich na plac gry wyszli dwaj gracze. Sklasyfikowany wówczas na pozycji wicelidera, Hiszpan Rafael Nadal i dopiero 63. w rankingu Serb Novak Djokovic. Wszystkie oczy były zwrócone oczywiście na tenisistę z Mallorci. I nic dziwnego, bo do pojedynku z tym mało znanym wówczas rywalem miał 57 meczów z rzędu wygranych właśnie na nawierzchni ziemnej. Nic nie było mu w stanie przeszkodzić. I żadnej sensacji nie odnotowano. Serb przy stanie 4:6 4:6 zszedł z kortu z powodu kontuzji pleców i uda. Nadal wygrał cały French Open. Jednak nikt nie pomyślał wtedy, że rywalizacja tych dwóch zawodników może zapisać się na stałe na kartach historii.

Przed tym spotkaniem Djokovic nie miał na koncie żadnych poważnych wyników. Nieśmiało wchodził do pierwszej setki i często odpadał w początkowych fazach imprez. Dopiero te wydarzenie przyniosło poważniejszą zmianę i już miesiąc później wygrał swoją pierwszą imprezę - w holenderskim Amersfoort. Co innego, jeśli mówimy o Nadalu. Jest on tylko rok starszy od Serba, a w tym samym momencie miał już na swoim koncie zapisany triumf właśnie we French Open. Hiszpan miło również wspomina zawody w Sopocie, które wygrał jako w pierwsze w swojej niewątpliwie bogatej karierze. Jak widać, początkowe losy obu tenisistów potoczyły się zgoła inaczej, ale wiemy, że przyniosły bardzo pożądane skutki.

29 marca 2007 r.
To było ich kolejne spotkanie w niespełna dwa tygodnie. Po finale imprezy w Indian Wells, w tym dniu rozegrali ćwierćfinał w Miami. Djokovic nie był już mało znanym graczem. Zawitał do pierwszej dziesiątki i na arenie międzynarodowej pokazywał się z coraz lepszej strony. Na tyle dobrej, że zaskoczył kibiców, bukmacherów (kurs na niego wynosił 4,46$) i nawet sam siebie. Wygrał 6:3 6:4 i jak powiedział po pomeczowym wywiadzie, odniósł największe i najważniejsze zwycięstwo w karierze nad najlepszym jak do tej pory zawodnikiem. To nie było też jego ostatnie słowo. W półfinale zdemolował Andy'ego Murraya, aby w finale ograć Guillermo Canasa. Jak się w przyszłości okazało, był to jeden z jego ulubionych turniejów. Triumfował tu jeszcze w 2011 i 2012 roku.

Przez następne lata rywalizacja była bardziej wyrównana, ale same wyniki nie przynosiły żadnych dużych niespodzianek. Na czerwonej mączce Nadal był nietykalny, Djokovic próbował swoich sił na innych nawierzchniach, wygrywał m.in. w 2008 w Cincinnati, w 2009 ponownie w Cincinnati i paryskiej hali Bercy, czy ATP World Tour Finals (z którego obydwaj nie wyszli wtedy z grupy). Te rezultaty były wręcz niczym w porównaniu do tych osiągniętych przez Nadala. Hiszpan odniósł zwycięstwo podczas Roland Garros 2008, tryptyku Monte Carlo-Rzym-Madryt w 2009, Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, czy pierwszym wspólnym finale wielkoszlemowym - US Open. Nikt nie podejrzewał, że następne pojedynki przyniosą odmienne scenariusze. W 2011 Serb gra jak natchniony - rozgrywa najlepszy sezon w karierze. Obaj spotykają się tylko w finałach i wszystkie do tej pory (Indian Wells, Miami, Madryt, Rzym) Novak zapisuje na swoją korzyść.

3 lipca 2011 r.
Kolejnym pojedynkiem był finał Wimbledonu. Wszyscy czekali na niego z niecierpliwością. Trybuny szczelnie wypełnione. Djokovic zaczął pojedynek z wysokiego C. Nie dawał rywalowi żadnych szans i wygrał dwa pierwsze sety. W trzecim Nadal udowodnił swoje umiejętności i wierzył, że powtórzy osiągnięcie Henri Cocheta z 1927, kiedy zdobył puchar przegrywając dwie pierwsze partie (w meczu z Jeanem Borotrą). Marzenia spełzły na niczym i Serb wreszcie cieszył się z wielkoszlemowego tytułu. Nareszcie pokonał Nadala w imprezie tej rangi. Co więcej, dzień później też premierowo został liderem rankingu. Czego chcieć więcej? Sezon spotkań zakończyli podczas decydującego spotkania na Flushing Meadows. Novak podkreślił swoją dominację w ponad czterogodzinnym boju. Jednak było to tylko preludium do tego, co stało się w przyszłym roku.

29 stycznia 2012 r.
Genialne. Niesamowite. Fantastyczne. Cudowne. Tylko tak można określić te widowisko, czyli finał Australian Open, przez wielu uważany (i słusznie) za najlepszy mecz w historii tenisa. Trwał on 5 godzin i 53 minuty (najdłuższy w Wielkim Szlemie), a poprzedni rekord (finał US Open 1988 między Matsem Wilanderem a Ivanem Lendlem) został pobity o 59 minut. Całość stała na ogromnie wysokim poziomie. Ani jeden, ani drugi nie poddawał się do samego końca. Podkreśla to też fakt, że w 5. secie przy stanie 5-4 zafundowali oni przepiękną 32-punktową wymianę nagrodzoną owacją na stojąco. Pierwszy skapitulował Hiszpan. Jak wyniszczający był to pojedynek, widać było podczas ceremonii nagradzania, kiedy zawodnicy musieli usiąść na krzesełkach, ponieważ nie byli w stanie stać na nogach, które łapały skurcze. Jeszcze większy podziw należy się Serbowi, który w półfinale grał z Andy Murrayem przez 4h i 50 min.

Jednak do 8. zwycięstwa Djokovica z rzędu nie doszło. Został z kretesem zatrzymany przez Hiszpana na jego królewskiej nawierzchni, w Monte Carlo, Rzymie i French Open. Rzecz historyczna stałą się rok później, w mieście kasyn i pięknych plaż. Wygrywający osiem imprez z rzędu (najwięcej w historii) Nadal musiał uznać wyższość Serba, który wręcz nie dał rywalowi żadnych szans. Odegrał się on za to podczas Roland Garros, gdzie obaj zafundowali kibicom kolejne genialne widowisko, które zostało okrzyknięte najlepszym meczem wielkoszlemowym w całym sezonie. Wielkiego zdziwienia oczywiście być nie może. Hiszpan, który w lutym powrócił po dłuższej przerwie, rozkręcał się coraz bardziej, a prawdziwy popis dał podczas amerykańskiej serii. Do finału US Open miał 16 wygranych meczów z rzędu.

9 września 2013
Był to ich 37. wspólny pojedynek. Wyrównali tym samym rekord w tej kategorii (w Erze Open) należący do Ivana Lendla i Johna McEnroe. Pierwszy set zapisano na konto Rafaela, który sam mówił, że była to jedna z jego najlepszych partii od dawien dawna. Tej wysokiej formy nie utrzymał w następnej rozgrywce. Mimo tego będący we wspaniałej dyspozycji Nadal nie stracił rezonu i zapisał na swoje konto trzynasty wielkoszlemowych tytuł. Zarobił też niewyobrażalną kwotę 3,6 mln dolarów ze względu na triumf w całym cyklu US Open Series. Bez wątpienia widać, że sierpień i początek września to deklasacja jednego zawodnika - Rafaela Nadala.
Dwa ostanie pojedynki nie przynosiły żadnych większych emocji. Spotkali się w finałach China Open i ATP World Tour Finals. Oba mecze wygrał Novak wynikiem 6:3 6:4. Poza tym rozgrywali też liczne wspólne mecze pokazowe. Odbijali też piłki w nietypowych miejscach, ostatnio na "dryfującym" korcie, w Patagonii, obok lodowca Perito Moreno.

Obecny stan rywalizacji tych dwóch panów to 22-17 na korzyść starszego z nich. Jest jednak jeszcze kilka ciekawostek, które dodatkowo utwierdzają nas w przekonaniu, dlaczego ta rywalizacja jest historyczna. To ich mecze figurują na pierwszym miejscu, jako najdłuższy w Wielkim Szlemie, w Australian Open, trzysetowy pojedynek w Erze Open; grali w prawie wszystkich turniejach ATP Masters 1000 (pozostał Szanghaj); tylko oni po 1968 spotkali się w każdym z finałów wielkoszlemowych i to z rzędu (Wimbledon 2011 - Roland Garros 2012). Patrząc na podsumowanie na poszczególnych nawierzchniach, to na hardzie rządzi Djokovic, na pozostałych Nadal. Jeśli dochodziło już do finału, to odrobinę lepiej presję wytrzymywał Serb (10-9). Takie wyliczenia i podsumowania można robić bez końca. Warto jednak wspomnieć również, jak ta rywalizacja wygląda na tle innych, w całej historii tenisa.

Wśród pań najwięcej pojedynków w historii, bo aż 80 rozegrały ze sobą Chris Evert i Martina Navratilova (lata 1973-1988). Jak już wspomniałem, Hiszpan i Serb pojawiali się wspólnie na korcie najwięcej razy w "czasach nowożytnych" tenisa. Wszystko przebili jednak dwaj inni zawodnicy. W latach 1957-1970 Pancho Gonzalez i Ken Rosewall spotykali się... 182 razy! Daje to 13 pojedynków na sezon. Oczywiście teraz jest to wręcz niewyobrażalne. Wróćmy jednak do teraźniejszości. Nadal jest rok starszy od Djokovica i ma 27 lat. To jest też ważne w kontekście ich przyszłych spotkań, które z całą pewnością nadejdą i będą równie emocjonujące, jak te poprzednie. Pytanie tylko, jak długo to będzie trwało. Zależy to oczywiście od samych zainteresowanych, ale też od ich zdrowia, które ostatnimi czasy, w szczególności u Hiszpana lekko szwankuje. Ciężko przewidywać takie momenty, w szczególności, jeśli sami tenisiści nie wiedzą, ile lat utrzymają się na wysokim poziomie w męskim tourze. Patrząc racjonalnie, ci zawodnicy mogą spotykać się jeszcze przez kolejne 4-5 lat. Chyba wszyscy chcieliby, żeby odbywało się to jak najdłużej, bo bez dwóch zdań, żadna inna rywalizacja nie elektryzuje tak publiczności, jak ta i też bardzo ciężko byłoby znaleźć inną parę tenisistów, która sprostałaby dorównaniu poziomowi Rafaela Nadala i Novak Djokovica, dwóch liderów rankingu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz