niedziela, 19 stycznia 2014

Każdy jest tylko człowiekiem.

Niespodzianki, sensacje, czy świetne widowiska są w tenisie, podobnie jak w innych dyscyplinach sportu nieodłącznym elementem gry. Czasami w turniejach prześcigamy się w ilości zaskakujących wyników, a czasami robi się bardzo nudno i kolejny raz w finałach oglądamy pojedynek rozstawionych z numerem 1 i 2. Bez wątpienia niektórzy kibice lubią, gdy na korcie dzieje się coś nieoczekiwanego, inni zaś z niecierpliwością czekają na kolejny spektakl w wykonaniu najlepszych. O ile ta druga kwestia jest w miarę zrozumiała i nie ma potrzeby jej tłumaczyć, to ta pierwsza jest zawsze rzeczą sporną i gdzieniegdzie potrzeba nadludzkiego wysiłku, żeby zrozumieć o co chodzi przede wszystkim publiczności, która wtedy dzieli się na dwa obozy - jeden sympatyzuje z wygranym, a drugi z przegranym zawodnikiem. I tu zaczyna się walka o przetrwanie.

Pod koniec ubiegłego roku na pewnej amerykańskiej stronie został opublikowany ranking 10. największych niespodzianek w XXI wieku. Można znaleźć tam m.in. przegrane Nadala z półfinału Australian Open 2008 i czwartej rundy French Open 2009, odpowiednio z Jo-Wilfriedem Tsongą i Robinem Soderlingiem. Są też mecze ze słynnego "Cmentarzu Mistrzów" - między Sereną i Craybas oraz Bastlem i Samprasem. Często odpadały na samym początku turniejowe jedynki - na tej liście widnieją mecze Tatiany Garbin z Justine Henin-Hardenne, czy Lleytona Hewitta, który podczas Australian Open 2002 pierwszy raz wystąpił w Wielkim Szlemie rozstawiony z numerem 1. Przegrał wtedy w premierowym spotkaniu z Alberto Martinem. Jednak jak wiemy, każdy ranking jest subiektywny i każdy może ułożyć sobie inną listę, która będzie zgodna z oczekiwaniami twórcy.

Ja do tego spisu dołączyłbym m.in. porażki Nadala z dwóch ostatnich edycji Wimbledonu, przegraną Federera w tym samym turnieju ze Stakhovskym, czy wygraną Virginie Razzano w pierwszej rundzie French Open przed dwoma laty z Sereną Williams. Na chwilę zatrzymajmy się przy Amerykance. Ta postać wywołuje skrajne emocje. Można ją kochać, albo nienawidzić. Jest pod jeszcze większą presją, gdy została numerem jeden i zanotowała chyba najlepszy sezon w historii. Wszyscy oczekują od niej zwycięstwa na każdym kroku. Jednak zdarzają się wypadki przy pracy, jak ten w czwartej rundzie z Aną Ivanovic. Każdy taki moment jest natychmiast wykorzystywany i staje się swego rodzaju pożywką dla "hejterów". Kompletnie nie rozumiem takiego zachowania, ani też tego, dlaczego ten mecz został okrzyknięty "pierwszą megasensacją" tego Wielkiego Szlema. Po pierwsze, żadna megasensacja to to nie była, bo trzeba powiedzieć, że Serbka jednak zasłużyła na to zwycięstwo, grała bardzo dobrze, wykorzystywała słabszy dzień Sereny, i jak się potem okazało - kłopoty z plecami. Ale na forach internetowych zawrzało.

Z przykrością czytam niektóre komentarze typu "Należało się jej", czy "I tak miało być. Kobieta wygrała!". Najbardziej rozbawił mnie komentarz "Koniec ery Williams? Oby tak!". W tym momencie chyba wszyscy, włącznie z "tenisowymi" dziennikarzami zapomnieli, kim tak naprawdę jest Ana Ivanovic. Może czas przypomnieć? Otóż ta sama zawodniczka to była liderka rankingu i trumfatorka French Open 2008. Po kilkuletniej "zapaści", kiedy jej grę do rozpaczy doprowadził trener Nigel Sears, zrezygnowała z jego usług. Teraz odbudowuje formę, wygrała turniej w Auckland w tym roku, pokonując w finale Venus Williams.
Kolejną rzeczą, której nie rozumiem jest to, że właściwie każda porażka z tenisistką, która w rankingu zajmuje miejsce poniżej piątego to sensacja. Przecież pamiętajmy, że nawet najlepsza zawodniczka, czy zawodnik to nie maszyna do wygrywania i może każdemu zdarzyć się słabszy dzień.

O wiele "ciekawiej" pod tym względem dzieje się na naszym polskim podwórku. Tutaj ostrzeliwana z każdej strony jest Agnieszka Radwańska. Na samym początku zaznaczę, że niezbyt przepadam za tą zawodniczką, mimo że powinna to być moja duma narodowa. Nie krytykuję też jej na każdym kroku, ale ja nie odpowiadam za większą cześć polskiego społeczeństwa. Nie da się ukryć, że nasz naród jest bardzo zawistny, żeby nie użyć słowa schamiały. Doszukujemy się czegoś złego w każdym momencie. Nie potrafimy cieszyć się z wygranych, czy dobrych rezultatów naszych graczy. Co do Radwańskiej, to jej wygrana nad Marią Sharapovą podczas US Open 2007 również znalazła się we wspomnianym wcześniej rankingu. Jednak nikt o niej nie pamięta, tak samo jak zapomnieliśmy o triumfie nad tą samą tenisistką w Miami w 2012 roku. Wolimy wypominać jej potknięcie w 1. rundzie turnieju olimpijskiego, gdzie górą była Julia Georges i późniejszą nagonkę związaną z pewną stacją telewizyjną. Lubimy też wypominać, że cały czas utrzymuje się w pierwszej piątce rankingu, a nie wygrała żadnej imprezy wielkoszlemowej. Może wspomnę, że Caroline Wozniacki była na miejscu pierwszym, a nigdy nie wygrała takiego turnieju. Żeby dolać jeszcze oliwy do ognia, to te komentarze odnośnie Sereny przytoczyłem z polskich stron internetowych.

Ja za przykład swojej znienawidzonej zawodniczki mogę podać Victorię Azarenkę. Nie odpowiada mi jej zachowanie na korcie, jej ciągłe pojękiwania, którego są łagodnie mówiąc nieprzyjemne dla oglądającego mecz. Nie życzę jej jednak ciągłych przegranych, ani nie cieszę się z takowych wyników, bo wiem, że każdy ma kiedyś słabszy dzień, czy zmaga się z jakąś drobną kontuzją. Nie bulwersujmy się, jeśli nasz faworyt odpada i nie wyżywajmy się za to na kibicach tego lepszego wówczas rywala. Po prostu cieszmy się grą, bo każdy z tych graczy jest tylko człowiekiem.


4 komentarze:

  1. To jeśli nie Isia, to która z polskich zawodniczek Tobie "odpowiada"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czemu muszą sympatyzować z którąś z polskich zawodniczek? Jeśli uważnie czytałeś/czytałaś akapit odnośnie Radwańskiej nie ma tam żadnego złego słowa o niej, a tylko i wyłącznie o polskich kibicach.
      Co więcej, to że jestem Polakiem nie oznacza, że muszę kibicować rodzimym reprezentantom. Dużo osób zachwyca się nad jej stylem gry, jednak mi osobiście on zbytnio nie odpowiada.

      Usuń
    2. A jeśli już miałbyś wybierać to kto by to był?
      Rafał

      Usuń
    3. Z ciekawością obserwuję karierę w szczególności Katarzyny Piter, która powoli wbija się do czołowej setki i być może za jakiś czas przeskoczy młodszą siostrę A. Radwańskiej, Ulę.
      Warto jeszcze zwrócić uwagę na naszą młodą polską nadzieję, 17-letnią Magdę Fręch.

      Usuń