środa, 1 stycznia 2014

Rewelacja z Dubrovnika.

Kilka dni temu obchodziła dopiero 16. urodziny, a już zdobyła serca kibiców i zrobiła niemałą sensację podczas zawodów ASB Classic w Auckland, gdzie w pierwszej rundzie pokonała turniejową "jedynkę", sklasyfikowaną obecnie na 14. miejscu w rankingu, Włoszkę Robertę Vinci 3:6 6:4 6:2. Mimo aż trzech partii, mecz trwał godzinę i 34 minuty, a w decydującym secie Ana Konjuh (bo oczywiście o niej mowa) w czterech swoich gemach serwisowych straciła sześć punktów, a w całym spotkaniu miała 14. szans na przełamanie rywalki, z czego wykorzystała połowę. Chorwatka szansę udziału w tym turnieju otrzymała od dyrektora imprezy, Karla Budge'a, który bez wahania wręczył jej dziką kartę i był bardzo zadowolony z tego, że udało mu się ściągnąć do siebie świetną, wschodzącą gwiazdę tenisa.

Zawody w tej nowozelandzkiej miejscowości to był jej debiut w imprezie rangi WTA. Od tego sezonu Konjuh stwierdziła, że porzuca rozgrywki juniorskie, aby w pełni poświęcić się pojedynkom na profesjonalnym, seniorskim szczeblu. Jednak pierwszy raz na turnieju tej rangi grała w październiku 2012, gdzie otrzymała od organizatorów dziką kartę do ITF-u w jej rodzinnym Dubrovniku i dotarła tam do drugiej rundy. Już miesiąc później było o wiele lepiej i zagrała w finale dziesięciotysięcznika w tureckiej Antalyi, gdzie uległa Serbce Jovanie Jaksic. W maju 2013 ponownie dotarła do decydującego spotkania, ale tym razem challengera z pulą nagród 25 tys. dolarów w słoweńskim Mariborze. Lepsza od niej była "gospodyni" Polona Hercog, ale warto podkreślić, że Ana przebijała się przez eliminacje. Wreszcie dopięła swego w następnym turnieju, w Montpellier, gdzie w spotkaniu o tytuł ograła 6:3 6:1 Rosjankę Irinę Khromachevą.

Jak już trochę wiemy, Konjuh na świat przyszła 27 grudnia 1997 w Dubrovniku, a zawdzięcza to matce Iris i ojcu Mario. Ma też trzy siostry, wszystkie z imionami na "A" - Andreę, Antonię i Anteę. Pasję do tenisa przejęła po tej pierwsze, której grę bardzo lubiła oglądać. Andrea jednak wyszła potem za mąż, porzuciła ten sport, a Ana rozwijała swoją pasję, co przyniosło jej świetne efekty już w rozgrywkach juniorskich. Po wynikach widać, że Chorwatka najlepiej spisuje się na twardej i ziemnej nawierzchni, ale w wywiadach podkreśla, że jej najbardziej ulubionym turniejem jest Wimbledon. I to tam, mając zaledwie 14 lat odniosła swój pierwszy poważniejszy sukces, osiągając finał juniorskiego debla w parze z Belindą Bencic, lepsze okazały się tylko Eugenie Bouchard i Taylor Townsend. Pod koniec 2012 roku Ana zanotowała triumfy w dwóch najważniejszych, bardzo prestiżowych zawodach dla nastolatków. Najpierw na kortach akademii Nicka Bollettieriego, w Eddie Herr International, po finale z Barbarą Haas z Austrii (6:1 6:1), a potem we wspomnianym ostatnio kilkukrotnie Orange Bowl, gdzie zapisała na konto równie ważne zwycięstwo nad Amerykanką Townsend, która na koniec tamtego roku została wybrana przez ITF najlepszą juniorką świata.

Prawdziwy "boom" nastąpił jednak wraz z początkiem 2013 roku. Podczas wielkoszlemowego Australian Open została triumfatorką w singlu, jak i w deblu (z Carol Zhao). W grze pojedynczej ograła na koniec Czeszkę Katerinę Siniakovą 6:3 6:4, i te zwycięstwo zapewniło jej pozycję liderki rankingu juniorskiego. Niecałe dwa tygodnie później zanotowała, jak do tej pory, najcenniejszy triumf (jeśli chodzi o ranking rywalki), gdzie 9 lutego w Fed Cupie, w I Grupie Euroafrykańskiej, w izraelskim Eliacie pokonała notowaną wówczas na 37. miejscu naszą Urszulę Radwańską. Podczas Roland Garros i Wimbledonu dotarła do półfinału, a "sezon" wielkoszlemowy zwieńczyła triumfem na kortach Flushing Meadows, gdzie ograła tamtejszą wielką nadzieję, rok młodszą od niej, Tornado Alicię Black. W rozmowach sama podkreśla, że właśnie tytuł w Nowym Jorku utwierdził ją w przekonaniu, że w kolejnym sezonie powinna zainteresować się wyłącznie imprezach organizowanymi przez WTA.

Z racji jej wieku, obecnie ma pewne ograniczenia, jeśli chodzi o występy. W ciągu jednego roku może grać na razie tylko w 10 zawodowych turniejach. Ale jestem pewien, że to jej nie przeszkodzi w dalszym rozwoju kariery. Bez wątpienia pomoże jej to w sprawach finansowych, zacznie zarabiać więcej pieniędzy, bo jak do tej pory zdobyła "marne" 18 tysięcy dolarów. Formę do występów szlifuje pod okiem Kristiana Schneidera w Zagrzebiu, w tamtejszym centrum tenisowym. Stolica Chorwacji jest teraz też jej miejscem zamieszkania. Obecnie w rankingu jest 259., ale chce piąć się wyżej jak najszybciej, dorównać tylko rok od niej starszej rodaczce.

Mowa tu oczywiście o Donnie Vekic, która pięć miesięcy temu była nawet 62., a w czerwcu zanotowała finał na trawiastej nawierzchni w Birmingham (pokonała ją Daniela Hantuchova). Do tych dwóch "pań" można dodać jeszczę Bornę Corica, który wygrał juniorski US Open (po zwycięstwie nad Thanasi Kokkinakisem) i mamy wspaniałą trzyosobową grupę, która przy lekkiej pomocy chociażby ze strony władz krajowych i przede wszystkim dzięki własnemu uporowi może już niedługo zawojować tenisowy świat. A w tym kraju przydadzą się następcy takich gwiazd jak Iva Majoli, Goran Ivanisevic, czy Ivan Ljubicic.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz