sobota, 11 stycznia 2014

"Nikt nie pokona..."

W 1939 roku tysiące osób wybrało ucieczkę z terenów m.in. Litwy, kiedy Rosjanie weszli na ich kraj. Wśród nich była też rodzina Gerulaitisów. Osiedliła się ona najpierw na farmie w okolicach Ratyzbony. Właśnie tam Vitas senior poznał Aldonę. Przenieśli się razem do obozu dla wysiedleńców w Augsburgu, gdzie czekając  na wizy, wzięli ślub. Następnie już bezpiecznie wyjechali do Stanów Zjednoczonych, a dokładniej do największego okręgu Nowego Jorku - Brooklynu. Tam, w 1954 roku, na świat przyszedł Vitas Gerulaitis junior, a rok później - Ruta. Od lat młodzieńczych ćwiczyli na publicznych kortach w Forest Park. Namówił ich do tego ojciec, który był mistrzem Litwy w tej dyscyplinie i reprezentował swoje państwo w Pucharze Davisa. Świetnie też uczył tenisa, aby zarobić więcej pieniędzy stawał się kierowcą ciężarówki. Zmarł na atak serca w 1991 roku.

Młody Vitas miał również inną pasję - grał w koszykówkę, ale zrezygnował z niej, bo nie chciał cały czas być tylko rezerwowym. Jego siostra w przyszłości poświęciła się tenisowi, a jej najlepszymi osiągnięciami był ćwierćfinał French Open i 4. runda Wimbledonu. On jednak notował o wiele lepsze wyniki. Profesjonalny debiut miał w 1971 roku. W kolejnych latach stopniowo poprawiał swoje pozycje rankingowe i rezultaty turniejowe. 6 lat po pierwszym występie w gronie zawodowców zdobył swój premierowy i jedyny wielkoszlemowy tytuł, w finale Australian Open pokonując Johna Lloyda, pierwszego męża Chris Evert. Rok później był na najwyższym miejscu w klasyfikacji (3.). Kolejne sezony to dwa finały najważniejszych imprez - US Open (porażka z McEnroe) i French Open (przegrana z Borgiem). Jednak lata 70. upłynęły Amerykaninowi też pod innym znakiem.

Gerulaitis najprawdopodobniej "pozazdrościł" swoim kolegom - Nastasemu, czy Borgowi i również postanowił prowadzić nieco imprezowy styl życia. Przypisano mu łatkę playboya, często chodził na randki z różnymi kobietami, grał w zespole rockowym, bawił się do białego rana w najpopularniejszym klubie ówcześnie - Studio 54, gdzie zaprzyjaźnił się np. z Andy Warholem. Lubił drogie samochody - Rolls Royce, Lamborghini. Niestety zasłynął też z zażywania kokainy (co ciekawe, był abstynentem). Vitas nie umiał dzielić życia zawodowego z prywatnym. Był ogólnie bardzo sympatycznym człowiekiem, chętnie wspierał różne szkółki tenisowe, takie jak w Harlemie, czy innych częściach Nowego Jorku. Dobrze szkolił, ale sam też ćwiczył do upadłego, w której głównym trenerem był Harry Hopman. 

Wręcz do historii przeszła jego przyjaźń z Bjornem Borgiem, której fundamentem był niesamowity mecz półfinałowy podczas Wimbledonu 1977. Przed US Open nawet wspólnie trenowali w domu Vitasa w King's Point. Jego matka, nazywana też "panią G" traktowała nawet Szweda jak swojego drugiego syna. Przez długi okres korzystał z tego, że był sławny. Jednak nie wytrzymał już takiego tempa. Właśnie z Borgiem spotykał się bardzo często i nigdy nie mógł z nim wygrać, co bardzo go irytowało, nie mógł pogodzić się z porażką. Innym bardzo niewygodnym rywalem był Jimmy Connors. Złą passę przerwał podczas Masters 1980, kiedy pokonał swojego rodaka po 16. przegranych. To wtedy, niby na odczepnego wygłosił zdanie, które stało się mottem tenisowym: "Nikt nie pokona Vitasa Gerulaitisa siedemnaście razy z rzędu". Wraz z kolejnym sezonem przyszło też załamanie formy, często przegrywał ze słabszymi rywalami, bardzo dręczyło go, że jest tylko "supportem" wielkiej trójki - Borga, McEnroe i Connorsa. Nie był już taki koleżeński, stał się niecierpliwy, unikał łowców autografów. Jednak nic nie trwa wiecznie.

Odrodzenie przyszło podczas US Open 1981. Mimo że pochodził z tych stron, nie był lubiany przez kibiców, nie chciał uczestniczyć w konferencjach prasowych, wolał płacić kary. Mimo tych przeciwności po drodze pokonał Ivana Lendla, a przegrał dopiero po półfinałowej pięciosetówce z Johnem McEnroe. Kolejny sezon miał też bardzo dobry, zanotował pięć turniejowych zwycięstw. Potem powoli zbliżał się do schyłku kariery. Wygrał jeszcze dwie imprezy (w całej karierze 25.), w jednej z nich pokonując Wojciecha Fibaka. W ostatnim wielkoszlemowym występie, na US Open '85 odpadł w trzeciej rundzie z Yannickiem Noah. Sezon później rozegrał dwa mecze, oba przegrane, w tym ostatni, w Brukseli z Marianem Vajdą. Nie rezygnował jednak z pokazówek. 16 września 1994 uczestniczył w jednej z takich gier wraz z Borgiem, Connorsem i Lloydem w Seattle. Zabawa była przednia. Nikomu nawet nie przeszło przez myśl, że właśnie po raz ostatni widzą Vitasa. Po pojedynku udał się do Southampton, do domu znajomego. Został znaleziony martwy w sypialni, umarł we śnie, zaczadzając się spalinami z wadliwie funkcjonującego podgrzewacza wody w basenie.

Gerulaitis jednoczył. Taki wniosek można sformułować na podsumowanie jego kariery. Nawet podczas pogrzebu jego trumnę nosili ówczesny nr 1, 2 i 3. Przemawiała jego bliska znajoma, Mary Carillo. Vitas nigdy nie odwiedził Litwy. Pytanie, czy kiedykolwiek by tam się udał. W stolicy tego kraju otworzono centrum tenisowe jego imienia. W tym roku mija już 20 lat od jego śmierci. Jedno jest pewne - kibice zapamiętają go jako bardzo dobrego, świetnie poruszającego się, z długimi, kręconymi blond włosami zawodnika.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz