piątek, 17 stycznia 2014

Monumentalne budowle.

"Historia tenisa ziemnego pisana jest na trawiastych kortach Wimbledonu" - ta kwestia jest bardzo często wypowiadana przez wielu znawców tenisowych. Niewątpliwie można uznać to za prawdę, chociaż należy pamiętać, że pierwsze wzmianki o tej dyscyplinie sportu można zauważyć jest w cywilizacji starożytnego Egiptu. W czasach średniowiecznych ta gra była popularna wśród zamożnych ludzi. We Francji, podczas gdy na tronie zasiadał Ludwik XIV, znajdowało się ponad 2000 kortów. Kilka wieków później, w Wielkiej Brytanii tenisem zainteresowani byli Henryk VII i Henryk VIII. Kazali oni nawet w 1625 wybudować plac do gry w pałacu Hampton Court (został zachowany do dnia dzisiejszego). Wraz ze zmianami wprowadzonymi w tenisa zmieniał się też kształt kortu. Obecną formę uzyskał on w początkowych latach istnienia "All England Croquet and Lawn Tennis Club". To właśnie ten klub zajmuje się organizacją Wimbledonu. Czyli w cytowanym na początku zdaniu nie ma przypadku.

Oczywiście przez długi czas królowała trawa, nie tylko w Londynie. Podczas np. Australian Open ta nawierzchnia używana była do 1988 roku). Wraz ze zmianą podłoża, w XX wieku nastąpiła też gigantyczna zmiana jeśli chodzi o wygląd, ale przede wszystkim wielkość obiektów. W obecnych czasach coraz popularniejsze jest zjawisko, że im coś jest większe, powalające przepychem, tym jest lepsze. (Nie)stety dotyczy to też kortów tenisowych, które często na zdjęciach z lotu ptaka wyglądają jak jakieś nienaturalnej wielkości monstra, niekiedy budowane na zupełnym odludziu. 
Pora teraz przyjrzeć się, na czym tak w ogóle grają zawodnicy. Nikt nie przykłada do tego tak ogromnego wagi, ale jednak jest to podstawowy element potrzebny do gry w tenisa. Zajrzymy na sam początek do mekki tej dyscypliny, czy Londynu. Chyba najsłynniejszy obiekt, Kort Centralny, został wybudowany w 1922 r. i może pomieścić obecnie 15 tys. osób. Pięć lat temu na tym obiekcie pojawił się też dach, który jak wiemy, często jest bardzo zbawienny. Drugi co do wielkości, Kort nr 1 w obecnej formie (bardzo charakterystycznej) istnieje od 1997. Jednak największą uwagę powinien przykuwać nieistniejący już "oryginalny" kort nr 2, który został wymownie nazwany "Cmentarzem Mistrzów". Polegali tu najwięksi mistrzowie, a lista nie jest wcale taka krótka.

Zapoczątkował ją w 1979 John McEnroe, który w czwartej rundzie poległ Timowi Gulliksonowi. Aż dwa razy pecha miał Jimmy Connors, też dwukrotnie odpadając w czwartym swoim meczu. W 1983 pokonał go Kevin Curren (Amerykanin był wtedy rozstawiony z jedynką). Pięć lat później lepszy od niego okazał się Patrik Keuhnen. W 1991 Pat Cash musiał uznać wyższość Thierry'ego Championa. Cały turniej wygrał wtedy Michael Stich, który trzy sezony później, grając z "dwójką", przegrał z kwalifikantem Bryanem Sheltonem. Premierowego meczu nie przebrnął też dwa lata później Andre Agassi, którego też wyeliminował kwalifikant - Doug Flach, który nigdy w karierze nie awansował do pierwszej setki. Brytyjska dzika karta w 1998, Samantha Smith pokonała Conchitę Martinez, a rok później Lorenzo Manta ograł Richard Krajicka. 2002 to porażka Pete'a Samprasa z George Bastlem, 2005 przegrana Sereny Williams z Jill Craybas, a 2007 Martiny Hingis z Laurą Granville. W 2009 roku ówczesny "Cmentarz Mistrzów" został mianowany kortem nr 3, a w 2011 został zburzony na potrzeby wybudowania dwóch nowych obiektów. Na nowej "dwójce" może zasiadać więcej kibiców, ok. 4 tysięcy. Magia tego miejsca jednak nie zniknęła. W ubiegłym sezonie poległa tu Maria Sharapova, górą była Michelle Larcher de Brito.

Podczas nowojorskiego wielkiego szlema do pewnego czasu główną areną było Louis Armstrong Stadium. Odbywały się tu genialne mecze między tenisistami "złotej epoki", czyli chociażby McEnroe, Borgiem. Po pewnym czasie został on lekko przebudowany, miejsca dla publiczności zmalały z 18 tys. do ok. 10 tys. Wszystko to dlatego, że w 1997 został oddany do użytku największy obiekt tenisowy świata. Nazwany na cześć pierwszego zwycięzcy US Open w erze open, Arthur Ashe Stadium, może pomieścić ponad 22,5 tys. osób, a jego budowa pochłonęła bagatela 254 mln dolarów. Pierwszym spotkaniem na tej arenie był pojedynek pań między Tamarine Tanasugarn i Chandą Rubin. Odbył się tu też pierwszy mecz koszykówki pod gołym niebem, a dochód z tego spotkania przeznaczono na badania nad rakiem piersi. Największym problemem jest tu jednak wiatr, który co roku sprawia ogromne problemy. Aż boję się pomyśleć, ile kosztowałaby przebudowa tego giganta.
Podróżując po świecie zahaczamy o kompleks kortów im. Rolanda Garrosa. Tam znajdują się niczym większym nie wyróżniające się z tłumów obiekty im. Philippe Chatiera i Suzane Lenglen. Znów ciekawsze wydarzenia miały miejsce na bocznym placu gry - korcie nr 1. W 1993 Mary Joe Fernandez pokonała Gabrielę Sabatini, przegrywając już 1:6 1:5 i broniąc pięciu piłek meczowych.

Najnowocześniejszy pod wszystkimi względami jest według mnie Melbourne Park. To tu trzy korty mają rozsuwane dachy: Rod Laver Arena, nazwany tak w 2000 r., był miejscem rozgrywania meczów koszykarskich, MŚ w pływaniu, czy licznych koncertów (Kylie Minogue grała tu 20 razy); Hisense Arena (do 2008 Vodafone Arena), gdzie pierwszy mecz rozegrały Monica Seles i Brie Rippner (trwał 10 minut) i od tego roku Margaret Court Arena, gdzie dach zadziała od sezonu przyszłego.
Swoją wielkością powalają też areny imprez nie tylko wielkoszlemowych. W rankingu największych obiektów wśród pań i panów na drugim miejscu są te, gdzie rozgrywa się turnieje kończące sezon - O2 Arena w Londynie (17,500) i Sinan Erdem Dome w Istambule (16,410). Na trzecim miejscu kort centralny w Indian Wells Tennis Garden, który może pomieścić 16 tys. widzów. W rozgrywkach męskich, kortów z ponad dziesięciotysięczną liczbą miejsc jest 30., a u pań - 26. Jeśli chodzi o Polskę, to najwyżej jest popularna "Warszawianka", i zajmuje... 63. miejsce z oszałamiającą jak na te czasy widownia - 4,5 tysiąca.

Areny Davis Cup rządzą się swoimi prawami. W tych rozgrywkach, podczas półfinału 1999, drużyny Australii i Rosji zagrały na Queensland Sport and Athletics Centre w Brisbane, który może pomieścić 49000 osób. Często odbywają się też mecze pokazowe na nietypowych stadionach. 8 lipca 2010 na King Bondewijn Stadium w Brukseli rozegrano pojedynek "Best of Belgium". Początkowo miały zagrać tam Kim Clijsters i Justine Henin, jednak ta druga musiała się wycofać i zastąpiła ją Serena Williams. Na arenie mieszczącej 50000 ludzi pobity został wtedy rekord widowni (35,681), który do tamtego czasu należał do słynnej "Bitwy płci" między Billie Jean King i Bobby Riggsem, kiedy do hali Reliant Astrodome w Houston zawitały 30,472 osoby.
Patrząc na wszystkie podane przykłady można zauważyć, że korty tenisowe coraz częściej przypominają nam monumentalne wręcz budowle, które na dodatek podczas meczów nierzadko świecą pustkami i przez to jeszcze bardziej przerażają swoją wielkością. Pytanie tylko, czy właśnie taki efekt był zamierzony, szczególnie widząc frekwencję na azjatyckich turniejach i początkowych rundach innych imprez. Jakoś nie jestem co do tego przekonany.


3 komentarze:

  1. Wina przede wszystkim leży "u stóp" organizatorów,
    którzy często pozbawieni wiedzy na temat promowania danego miejsca, wydarzenia, skali tego wydarzenia, sprawiają, że efekt jest taki a nie inny.
    Subiektywnym okiem patrząc, wina nie leży w tym, jak horrendalna budowla jest i jak horrendalne koszty poniesiono.
    Organizacja, to ona jest głowną przyczyną.
    Odnośnie azjatyckich turniejów, to mają dużo wad, są źle prowadzone, widać luki, co daje pustki na widowni.
    Być może zmiana organizatorów imprez przyniosłaby lepszy wynik.

    Kwestia wielce sporna, niemożność zajęcia stanowiska w sprawie równie spora, zagadnienie dobrze wybrane, będąc jednocześnie kwestią myślącą, przedmiotem do dyskusji. Radziłbym wytwarzać bardziej natężony subiektywizm, wtedy Twe pismo i przekaz stanie się w wyższym stopniu zindywidualizowany, apetyczniejszy, zjadliwszy i aspirujący.
    Kroki, którymi podążasz są kongruentne, akuratne, brawo.
    Nadrzędne, to nie zatracać subiektywizmu wypowiedzi,
    potem pójdzie jak po przysłowiowym maśle ;)
    Pozwolę sobie patrzeć na Twe następne kroki w blogowaniu.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę wytrwałości w pisaniu jak i sukcesów.
    Hubert P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Złe promowanie przyczyną? Absolutnie.
    Po co są budowane wielkie areny, skoro na widowiska przychodzi połowa ludzi z możliwych miejsc.
    Czysty absurd. A jak z opinią umiejscawia się autor?
    D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem przekonany, że przyczyną są organizatorzy, czy złe promowanie. Często właśnie jest to robione aż ze zdwojoną siła, wszyscy jesteśmy zasypywani reklamami odnośnie turniejów. Nie trudno jednak zauważyć, że bilety na najważniejsze imprezy, na te najważniejsze obiekty są bardzo drogie. Rozumiem fakt, że dyrektorzy potrzebują zwrotu pieniędzy za wybudowanie obiektów, organizację, a wreszcie i potwornie wysokie płace dla graczy. Tylko czemu narażeni są na to Bogu ducha winni kibice? Może tu też, albo i przede wszystkim leży przyczyna niskiej frekwencji.

      Usuń